Archive for the ‘Muzyka poważna – The Singles’ Category

Mendelssohn, człowiek z bazaltu

30/06/2023

Formacje skalne rzadko bywają natchnieniem dla muzyków. Nie usłyszymy Dumki na łupki, Marmurowego murmurando czy Ody do pumeksu. Wyjątek stanowi niemiecki kompozytor Felix Mendelssohn, który napisał utwór symfoniczny o bazalcie. No dobrze, nie do końca o bazalcie, ale zainspirowany jaskinią z bazaltowych słupów – znajdującą się na północy Szkocji Grotą Fingala.

Uwertura Hebrydy (1833) zaczyna się od pięknej, dramatycznej melodii, która przyszła Mendelssohnowi do głowy, kiedy zwiedzał Grotę Fingala. Ten początkowy temat przewija się przez całą kompozycję, a oprócz tego usłyszymy w niej impresje na temat uderzania fal, wycia wiatru i innych nadmorskich atrakcji. Całość trwa około 10 minut i klasyfikowana jest jako „uwertura koncertowa”, taki poprzednik późniejszych, opowiadających całe historie, poematów symfonicznych.

Mendelssohn zatytułował dzieło Hebrydy, od wysp, gdzie znajdziemy słynną jaskinię, ale bywało też nazywane Grotą Fingala. Obecnie kompozycja przedstawiana jest zazwyczaj jako Uwertura Hebrydy: „Grota Fingala”, ale zdarza się, że tylko Uwertura Hebrydy, a rzadziej samo Grota Fingala. Doskonale wpisuje się to w tradycję robienia niepotrzebnego zamieszania w nazewnictwie muzyki klasycznej.

Zdjecie z 1900 r., znalezione na Wikipedii.

 

Lekko brytyjska Elżbieta

26/02/2023

Terminem „Brytyjska muzyka lekka” określa się, o dziwo, nie zespół Coldplay, ale kategorię utworów orkiestrowych pisanych w środkowych dekadach XX wieku. Była to odmiana muzyki klasycznej, ale zgodnie z nazwą, miała podobać się większym rzeszom słuchaczy. Drugą cechą odróżniającą ją od klasyki, były  barwniejsze tytuły: zamiast symfonii, koncertów i sonat, publiczność dostawała Portret flirciarki, Na perskim targu czy Serenadę Elżbietańską.

Ta ostatnia kompozycja, autorstwa Ronalda Binge, jest chyba chyba największym, a w każdym razie najmniej zapomnianym hitem „British light music”. Utwór miał premierę 1951 roku jako Andante cantabile, ale wkrótce Elżbieta II wstąpiła na tron i kompozytor, w przypływie entuzjazmu, zmienił tytuł.

Elizabethan Serenade zaczyna się od delikatnej melodii granej na fletach, po której wchodzą tęskne smyczki. Aby było jeszcze bardziej przebojowo, całość trwa singlowe trzy i pół minuty. Utwór zdobył popularność w Wielkiej Brytanii i na świecie, często z dopisanym tekstem w lokalnym języku. Zanim się zaczniecie zastanawiać: owszem, istnieje czeska wersja nagrana przez Karela Gotta – niepotrzebnie bożonarodzeniowa Alžbětínská serenáda.

Jeśli podobają się Wam łagodne melodie Serenady Elżbietańskiej, to polecam też inne przejawy British light music: By the Sleepy Lagoon Erica Coatesa (wykorzystane w słynnej audycji BBC Desert Island Discs) albo Dusk z Fancy Dress Suite Cecila Gibbsa. Wszystkie te miniaturowe dzieła przywołują sielankowe wizje czasów, kiedy Anglia była Anglią, krykiet krykietem, a owieczka na pastwisku owieczką na pastwisku.

Obrazki: stacja autobusowa w Shrewsbury, 1952 oraz koronacyjny znaczek brytyjski, 1953. Oba z Wikimedia Commons.

Top 5: Modernizm międzywojenny OST

22/11/2022

Nie wiem, gdzie na Waszej piramidzie potrzeb plasuje się znajdowanie muzyki klasycznej, która pasuje do estetyki międzywojennego modernizmu, ale u mnie najwyraźniej wysoko. Oto pięć utworów, które od biedy mogą służyć jako ścieżka dźwiękowa do oglądania dzieł międzywojennej sztuki czy architektury. Nie lękajcie się, są względnie przebojowe.

Leoš Janáček – Uwertura do opery Věc Makropulos (1926) Nie znam nawet całej opery, ani sztuki, na której jest oparta. Ale ponieważ wiem, że Sprawa Makropulos opowiada o nieśmiertelności, i że historię napisał Karol Čapek, autor genialnej antyutopii Inwazja jaszczurów, to od razu mi się wydaje, że te instrumenty dęte z uwertury, to zupełne science-fiction. Przedwojenna Czechosłowacja w ogóle jawi się jako potęga nowoczesności – dowód na to, że śmieszny język nie musi przeszkadzać w postępie.

Oliver Messiaen – Fête des belles eaux, cz. 6 (1937) To już zdecydowanie sci-fi, bo utwór gra sześć pionierskich instrumentów elektronicznych, zwanych Falami Martenota (Ondes Martenot). Tytuł Święta pięknych wód można by uznać za szczyt pretensji, ale jest uzasadniony, bo była to muzyka ilustracyjna do pokazu „światło i dźwięk” nad fontanną na paryskiej Wystawie światowej. Przypominające niewielki zestaw mebli Fale Martenota nie zrobiły zawrotnej kariery, ale pojawiają się np. w kilku piosenkach Radiohead oraz w studyjnej wersji słynnego Ne me quitte pas Jacquesa Brela.

Darius Milhaud – Symfonia kameralna nr 6 (1923) Kameralna kameralną, ale kompozytor i tak trochę przesadził, nazywając utwór symfonią, bo grają tu tylko dwa instrumenty, a resztę załatwia kwartet śpiewaków. Jak w większości swoich utworów, Milhaud zdołał połączyć piękne melodie z elementami bardziej wywrotowymi. Aby się nie skompromitować w rozmowie na najbliższym przyjęciu imieninowym, warto pamiętać, że nazwisko artysty wymawia się „mi’jo”.

Paul Hindemith – Kleine Kammermusik (1922) Kompozycja na kwintet instrumentów dętych. Gdyby klocki Lego były muzyką, to tak by brzmiały. Nazwisko tego muzycznego przedstawiciela niemieckiej Nowej Rzeczowości czyta się „hindemit” – nie trzeba się pluć przy ostatniej spółgłosce.

Arthur Honegger – Pacific 231 (1923) Skoro już robię tutaj poradnię wymowy, to zacznę od tego, że „H” na początku nazwiska kompozytora jest tam tylko dla niepoznaki. Tytuł utworu oznacza rodzaj lokomotywy, która ma dwie pary małych kół z przodu, za nimi trzy pary dużych, napędzanych i jeszcze jedną parę kółek z tyłu. Jest to poemat symfoniczny, w którym parowa maszyneria opisana jest za pomocą nut, a nie, jak to się przyjęło, rymami o atletach i kotletach.

Obrazki: Fajerwerki nad fontanną na Wystawie światowej (źródło nieznane), wieża modernistycznego dworca kolejowego Hradec-Kralove (o dziwo, moje zdjęcie), przykład „Nowej rzeczowości” w malarstwie: Carl Grossberg – Wizja senna: Nietoperz z kotłem parowym, 1928 (Wikimedia), lokomotywa parowa w układzie 231, z tzw. otuliną aerodynamiczną (Wikimedia) oraz orkiestra ondystek, pod batutą siostry wynalazcy Ginette Martenot, na paryskiej wystawie w 1937 (źr. nieznane). Jeśli interesują Was fale Martenota, to polecam filmik, w którym orkiestra z tego zdjęcia gra aranżację standardu Blue Moon. Istnieje też materiał z 1934 r., gdzie sam Maurice Martenot demonstruje swój wynalazek.

Spoko Mozart

02/10/2022

Verdammt!

Verdammt, ja tu napisałem arcydzieło, a założę się, że za 231 lat jakiś prowincjonalny bloger z Galicji napisze, że to „odstresowuje jak magnez” i „relaksuje lepiej niż ćwiczenia oddechowe”, myślał zapewne W.A. Mozart kończąc w 1791 roku swój Koncert klarnetowy, który odstresowuje jak magnez i relaksuje lepiej niż ćwiczenia oddechowe.

Koncerty, czyli kompozycje na orkiestrę i instrument solowy, składają się zazwyczaj z trzech części, przy czym druga jest wolna i liryczna, a dwie pozostałe szybsze i dające większe pole do popisu soliście. I tak właśnie w Koncercie klarnetowym

Mozarta najspokojniejsze jest środkowe Adagio. Fragment ten często trafia na rozmaite playlisty typu „odprężająca klasyka” albo „poważna przed kolokwium”, które szerzą błędne przekonanie, jakoby muzyka klasyczna była z natury relaksująca lub pomagała w skupieniu.

Ale nie tylko Adagio jest odprężające – reszta Koncertu klarnetowego też raczej nie przyprawi słuchacza o niepokój egzystencjalny, a jego pierwsza minuta jest tak przebojowa, że jeszcze chyba nigdy nikogo nie zniechęciła do wysłuchania reszty. Zresztą spróbujcie sami, może będziecie pierwsi:

YouTube

Spotify

Być może wpływ na charakter kompozycji ma instrument solowy. Po pierwsze, brzmienie klarnetu często opisywane jest meteorologicznym terminem „ciepłe”. Po drugie, w taki fortepian można mocniej uderzyć, a w klarnet, o ile się mogę domyślić, nie warto próbować silniej dmuchnąć. Dodam, że nie jestem pewien, ponieważ moje doświadczenie z instrumentami dętymi ogranicza się do Lulajże Jezuniu na plastikowym fleciku.

Mozart napisał Koncert, a także równie wspaniały Kwintet klarnetowy (klarnet plus kwartet smyczkowy) dla znajomego klarnecisty Antona Stadlera – wcześniej nie było raczej utworów z klarnetem w głównej roli. Gdyby ci dwaj panowie się nie znali, to byłoby mniej kawałków na playlistę typu „spa z Mozartem” i być może musielibyśmy się relaksować przy filmiku „mżawka w zagajniku 10 godzin”.

Mozart z Playmobil to prezent od koleżanki, klarnet i pulpit z Lego mojej konstrukcji (musiałem dodać pulpit, bo klarnet się nie trzymał)

Wróżki, elfy, jeże

12/01/2020

Midsummer

Długo unikałem utworów Feliksa Mendelssohna. Kojarzył mi się wyłącznie z Marszem weselnym – tak ogranym, że potrafi zniechęcić nie tylko do kompozytora, ale do muzyki klasycznej w ogóle, a nawet do małżeństwa. Marsz weselny stanowi część muzyki do inscenizacji Snu nocy letniej Williama Szekspira, której ze względu na wspomniany marsz, unikałem z całego dorobku Mendelssohna najbardziej.

Wszystko zmieniło się, kiedy pierwszy raz usłyszałem Uwerturę do „Snu nocy letniej” (1827). To znaczy, już wcześniej musiałem ją słyszeć, ale po raz pierwszy ze świadomością, że to Mendelssohn. Nie ma w niej Marsza weselnego, są za to wszystkie składniki bajkowego lasu, w którym rozgrywa się komedia Szekspira – wróżki, elfy, jeże, pajęczyny, mech, paprocie, chrobotek, świetliki, żuczki itp.

osiołekUwertura zaczyna się od pięknych, granych przez instrumenty dęte, łagodnych akordów, które zdają się mówić „paprocie we mgle” jeszcze bardziej niż słowa „paprocie we mgle”. Stopniowo robi się coraz bardziej dynamicznie, a po ok. 3 minutach od początku pojawia się wspaniały riff zakończony orkiestrową interpretacją ryku osła. Ten ryk to nie przypadek, bo jeden z bohaterów Snu nocy letniej zostaje w to zwierzę zamieniony. Szekspirowi nieobce było słynne brytyjskie poczucie humoru.

Mendelssohn napisał Uwerturę jako osobny utwór, taki poemat symfoniczny zainspirowany Snem nocy letniej. Miał wtedy, w co trochę trudno uwierzyć, 17 lat. Dopiero kilkanaście lat później skomponował właściwą muzykę ilustracyjną do komedii Szekspira, korzystając z motywów z Uwertury i doczepiając ją na początek przedstawienia.

Oprócz Marsza weselnego, którego nadal nie mogę, cały ten soundtrack wydaje mi się genialny. Moim ulubionym fragmentem jest Lied mit Chor (Pieśń z chórem), gdzie śpiewają nawet o jeżach i traszkach. Najbardziej podoba mi się jej niemieckojęzyczna wersja, która, chociaż to przekład, jednak jest oryginałem, bo to do niej kompozytor pisał muzykę. Kraftwerk też wolę po niemiecku, ale to chyba nie na temat.

Polecam również części Scherzo oraz Finale. Ta druga zaczyna się i kończy wspominanymi paprociowymi akordami z Uwertury.mendelssohn fricsay.jpg

A wracając do nieszczęsnego Marsza weselnego, to jak wszyscy wiemy z filmów, w amerykańskiej kulturze często występuje w parze z Treulich geführt, znanym też jako „Here comes the bride”. Ta druga melodia pochodzi z opery Richarda Wagnera, który Mendelssohna nienawidził ze względu na jego żydowskie pochodzenie. Więc podczas każdego amerykańskiego wesela Wagner zapewne przewraca się w grobie, ale w sumie dobrze mu tak.

Obrazek u góry pochodzi z dość niesamowitej ekranizacji Snu nocy letniej z 1935 roku (z muzyką Mendelssohna, oczywiście), okładki z Discogs.

 

Ravel i Debussy reklamują harfy

25/07/2018
ernest hebert.jpg

„Proszę o pomoc, włosy wplątały mi się w struny”

Muzyka klasyczna, wbrew moim nadziejom, nie okazała się obfitować w utwory, które ktoś bardziej pretensjonalny mógłby nazwać eterycznymi i które pasowałyby do lubianych przeze mnie secesyjnych i prerafaelickich obrazów z paniami o rozwianych włosach. Ale kilka takich się na szczęście znalazło. Utworów, nie pań.

Czołowe miejsce zajmuje wśród nich Introdukcja i allegro (1905) Maurice’a Ravela. Utwór trwa nieco ponad dziesięć minut i rozpisany jest na rzadkie, niestety, połączenie instrumentów: harfę, flet, klarnet oraz kwartet smyczkowy. No i jest piękny i eteryczny, jak te prerafaelickie panie.

Ravel napisał Introduction et allegro na zlecenie producenta instrumentów Érard, który pragnął zademonstrować możliwości swojej super harfy z pedałami. Ze strony firmy była to odpowiedź na Danse sacrée et danse profane Claude’a Debussy’ego, napisanej rok wcześniej na zlecenie Pleyel-Wolff – producenta harf bez pedałów, za to z większą liczbą strun. Taniec religijny i taniec świecki mają podobne zalety, co Introdukcja Ravela. Różnią się tym, że gra je harfa z orkiestrą smyczkową i mają odrobinę dalekowschodnie brzmienie (japonizm był wtedy w modzie).

Introdukcja i Tańce zdają się potwierdzać opinię entuzjastów wolnego rynku, że konkurencja przedsiębiorców jest motorem wszelkiego dobra. Zastanawiam się teraz tylko, czy historia ich powstania pozwala zaliczyć je do popularnej kategorii „muzyka z reklam”.debussy ravel.jpg

Dodatkowe linki:

Oba utwory plus niesamowita Sonata na harfę, flet i altówkę Debussy’ego (harfa: Jean-Pierre Rampal), nagranie z 1958 r. na Spotify (polecam zbiory Bibliothèque nationale de France na Spotify, wystarczy wyszukać „label:bnf” plus ew. dodatkowe terminy)

Obrazek: Antoine Ernest Ebert „Muza w dalmatyce grająca na harfie” aka „Spacjo, muza blogerów”, ok. 1880

top 5: Sibelius

30/07/2017

Jeśli lubicie lasy, jeziora oraz ptactwo, to fiński kompozytor Jean Sibelius (1865-1957) jest dla Was. Oto pięć fragmentów, które polecam, jeśli chcecie poznać najważniejszego, do pojawienia się gitarzysty A-ha Påla Waaktaara, skandynawskiego kompozytora.

Finlandia (1899)  – Największy przebój Sibeliusa, powiązany z fińskim ruchem niepodległościowym. Trochę mamy tu ładnych fragmentów, mających oddać piękno Finlandii, a trochę ram-param-param, mających oddać parcie ku niepodległości. Mniej więcej w połowie utworu usłyszycie najlepszą partię trójkąta w bogatej historii tego instrumentu. Całkiem fajna ta Finlandia, chociaż na mnie większe wrażenie robi Sibelius w następnej pozycji na liście.

Łabędź z Tuoneli (1895) Tuonela to w fińskiej mitologii kraina umarłych, a poemat symfoniczny Sibeliusa przedstawia, wyjątkowo skutecznie i tajemniczo, łabędzia płynącego po owej krainie. Jeśli dobrze sprawdziłem, to ten łabędź jest strażnikiem krainy umarłych, jak pies Cerber Hadesu albo pies Kajtek posesji Malinowskich. Dobre jako soundtrack do chodzenia nocą po lesie w poszukiwaniu mitycznego kwiatu paproci lub równie mitycznej szyszki mchu.

Suita Karelia – III Alla Marcia (1893) Teraz coś szybszego i jeszcze bardziej przebojowego. Renifery ciągną nasze sanie przez fińską krainę Karelię, łabędzie uciekają spod płóz.

Valse Triste (1904) Fragment muzyki do sztuki Kuolema (Śmierć) autorstwa szwagra Sibeliusa. Tytuł oznacza „smutny walc” i w sumie dobrze opisuje utwór (który jest smutnym walcem).

V symfonia: Finał (1919) Ostatnia część V symfonii zawiera jedną z najgenialniejszych melodii muzyki klasycznej. Kompozytora zainspirował widok wzbijających się do lotu łabędzi (ale nie z Tuoneli). A melodia Sibeliusa z kolei, zainspirowała całkiem sporo piosenek pop, o czym możecie poczytać na Wikipedii. Ciekawym przykładem tych inspiracji jest Since Yesterday (1985) szkockich pionierek japońskiego stylu gothic lolita Strawberry Switchblade.

Tyle Jeana Sibeliusa na początek. Czasami za dużo pił, ale jak trzeźwiał, to pisał ładne, tajemnicze kawałki. Trochę jak Morrisson, tylko bardziej wąsaty i z pięć razy dłużej żył.

Okładka chyba z Discogs, reniferki z Wikimedia Commons, Sibelius też z Wiki.

dobry kawałek tego kolesia od dzwonka do komórek

23/09/2015

alhamba doreRecuerdos de la Alhambra (Wspomnienia Alhambry, 1896) Francisco Tárregi jest jednym z większych hitów na gitarę klasyczną, ale jakoś dopiero ostatnio go usłyszałem. Ten przepiękny utwór brzmi trochę jak zagrany na bałałajce, przez użytą w nim technikę tremolo. W tym sposobie gry na gitarze przebiera się szybko po strunach, jednocześnie grając drugą melodię kciukiem. Wygląda łatwo – na pewno szybko bym się nauczył, gdyby nauka gry na jakimś instrumencie nie była poniżej godności poważnego blogera muzycznego.

Hiszpański kompozytor Francisco Tárrega w ostatnich latach przeżywa mały renesans za sprawą popularnej melodii dzwonka do telefonów Nokia, wziętej z jego Gran Vals. O tym ostatnim utworze możecie przeczytać na świetnym blogu Spacerkiem po klawiszach.

Na obrazku Alhambra (Gustave Doré, 1874, stąd)

Top 6: Muzyka klasyczna dla opornych, wersja 2.0

15/04/2015

Beethoven Westminster GoldOto drugie podejście do tematu „muzyka klasyczna dla początkujących”. Tym razem starałem się, żeby było bardziej przebojowo, i żeby każdy kawałek prowadził w jakimś w miarę konkretnym kierunku, a przynajmniej do jeszcze jednego utworu.

♪ Piotr Czajkowski – Taniec wieszczki cukrowej z Dziadka do orzechów (1892). Na początku delikatnie, bo niektórzy podobno boją się muzyki klasycznej. Dzwonkowato brzmiący instrument, który słyszycie w utworze, to czelesta – wówczas nowość. Zidentyfikowanie tego kawałka zaraz na początku mojej przygody z klasyką sprawiło mi wyjątkową przyjemność i zachęciło do dalszego słuchania zawierającej go składanki Classical Music for People Who Hate Classical Music.

Chyba jakaś jedna trzecia przebojów muzyki klasycznej pochodzi z baletów Czajkowskiego, a z tej jednej trzeciej większość jest z Dziadka do orzechów. Przykładem innego hitu baletowego, który wszyscy znają, a mało kto wie, co to takiego, jest mniej delikatny Taniec rycerzy (aka Montecchi i Capuletti) z Romea i Julii (1935). Jego jednak wyjątkowo nie napisał Czajkowski, ale inny Rosjanin, Sergej Prokofiew.

♪ Antonín Dvořák – IX symfonia „Z Nowego Świata” – IV. Allegro con Fuoco (1893) Czas na tzw. mocne uderzenie. Zainspirowana pobytem czeskiego kompozytora w Stanach Zjednoczonych IX symfonia, podobnie jak większość rzeczy na tej liście, jest przykładem obfitującej w przeboje muzyki romantyzmu.

Poszukującym innych w miarę ostrych brzmień mogę polecić np. dramatyczny Dies Irae (Gniew Boży) z Requiem (1791) Mozarta. Tak jakoś wyszło, że kompozytor napisał to requiem dla siebie. RIP in peace.

♪ Fryderyk Chopin – Preludium XV „Deszczowe” z 24 preludiów (1839) Zdanie „lubię preludia Chopina” brzmi jakoś podejrzanie, coś jak „moim ulubionym poetą jest Mickiewicz”. Ale ja naprawdę lubię preludia Chopina, a 15-te jest najsłynniejsze i chyba najlepsze. Na bardziej ekspresyjny utwór fortepianowy trzeba było czekać aż do opracowania na ten instrument Eye of the Tiger zespołu Survivor.

Jeśli interesuje Was podobna ekspresja, ale w kombinacji „fortepian plus orkiestra”, (czyli koncert fortepianowy), to proponuję hit  z Wariacji na temat Paganiniego spóźnionego i niepoprawnego romantyka Sergieja Rachmaninowa: Wariację XVIII.stravinsky steinweiss

♪ Jan Sebastian Bach – Preludium z I suity wiolonczelowej. Jeśli barok kojarzy Wam się z przepychem, to w muzyce tej epoki za bardzo go nie znajdziecie (już prędzej w romantyzmie). Suity wiolonczelowe J.S. Bacha to skrajny przykład tego, że barokowa muzyka była, w porównaniu np. z barokową architekturą albo malarstwem, raczej ascetyczna. Twórczość tego okresu ma wielu oddanych fanów, którzy gardzą innymi gatunkami oraz ignorancją pozostałych melomanów, co czyni barok czymś w rodzaju jazzu muzyki klasycznej.

Jeśli chcecie posłuchać barokowej muzyki na więcej niż jeden instrument, a do tego z głosem, to polecam początek przesmutnego Stabat Mater Włocha Pergolesiego.

♪ Franciszek Schubert – XIV kwartet smyczkowy „Śmierć i dziewczyna”, II. Andante con moto (1826) Poprzez muzykę kameralną (dla od dwóch do około dziesięciu instrumentów) kompozytorzy często próbowali wyrazić swoje uczucia, głównie negatywne. Schubert chciał XIV kwartetem oddać swój lęk przed śmiercią. Lęk uzasadniony, bo była to jedna z ostatnich kompozycji Austriaka.

O ile Andante con moto z kwartetu Schuberta stanowi przykład mistrzowskiego budowania napięcia, to już Allegro molto z VIII kwartetu smyczkowego (1960) Dmitrija Szostakowicza to najzwyklejszy furiacki atak. Kwartet był zainspirowany wizytą w zbombardowanym Dreźnie, wojną ogólnie oraz takim sobie samopoczuciem kompozytora.

♪ Claude Debussy – Popołudnie fauna (1894) Poematy symfoniczne – utwory, które mają opowiadać historię, ale bez użycia słów – są chyba najbardziej, obok rosyjskich baletów, przebojowym gatunkiem muzyki klasycznej (sprawdźcie na przykład Obrazki z wystawy Musorgskiego albo Planety Holsta). Zainspirowane wierszem S. Mallarme’a o tym samym tytule Popołudnie fauna może robić za soundtrack do współczesnych sobie epok artystycznych – impresjonizmu i secesji.sibelius 5

Utwór Debussy’ego uważany bywa za, nieco źle obliczony czasowo, pierwszy przykład dwudziestowiecznej muzyki klasycznej. Określenie „dwudziestowieczna muzyka klasyczna” wzbudza jeszcze większy popłoch niż sama „muzyka klasyczna”, ale zazwyczaj nie ma się czego bać.  Przykład ciekawej, awangardowej, a jednocześnie przebojowej muzyki z XX wieku, a zarazem udanego poematu symfonicznego stanowi Pacific 231 (1923) Szwajcara Arthura Honeggera. Jest to muzyczny odpowiednik Lokomotywy Juliana Tuwima.

Jeśli spodobało Wam się coś na liście, macie własne propozycje albo inne refleksje, to zachęcam do komentowania.

Autorzy okładek (niezwiązanych z utworami z listy) to od góry: Christopher Whorf, Alex Steinweiss, George Maas

Mahler artystą jednego przeboju

01/10/2014

Franz von Stuck - Wiosna, 1909Wiedeński kompozytor okresu Secesji Gustav Mahler, jak każdy porządny artysta (Van Gogh, J.S. Bach, a w przyszłości zapewne Rush), doceniony został dopiero dobre pół wieku po śmierci. Wprawdzie nie umarł zapomniany i w biedzie, ale jednak jego długie symfonie nie podobały się jakoś specjalnie krytykom i publiczności przełomu XIX i XX wieku i radzono mu raczej, żeby trzymał się dyrygowania. Przewrażliwionego, jak każdy porządny artysta, Mahlera musiało to nieźle wkurzać. Podejrzewam też, że wkurzyłaby go też historia jego największego i w zasadzie jedynego przeboju: czwartej części V symfonii, o oznaczeniu tempa Adagietto, czyli „powolutku”.

Adagietto – dyryguje najważniejszy promotor twórczości Mahlera – Leonard Bernstein,

Adagietto – pierwsze nagranie, dyryguje kolega Mahlera Willem Mengelberg, 1926

Ukończona w 1902 roku siedemdziesięciominutowa V symfonia Mahlera jest, jak pozostałe jego symfonie, przemyślanym i ambitnym dziełem. Jednak po jej premierze Mahler narzekał, że nikt jej nie zrozumiał i w sumie miał rację. Uznano najwyraźniej, że „symfonia za długa, ale to Adagietto spoko”, bo często wykonywano potem samą czwartą część. Mahler powiedział też, że chciałby dyrygować symfonią za pięćdziesiąt lat, kiedy już zostanie zrozumiana. I faktycznie, kilka dekad po premierze cała V symfonia zaczęła się podobać ekspertom i publiczności prawie tak bardzo jak Mahlerowi. Ale w roku 1971 Adagietto pojawiło w filmie film Śmierć w Wenecji, który ponownie oderwał je od reszty dzieła i uczynił światowym hitem, zamieszczanym na składankach o tytułach typu Beautiful Adagios albo Classical Chillout.

Trudno zaprzeczyć, że Adagietto jest zasłużonym przebojem. Trwający, w zależności od interpretacji, od 7 do 12 minut fragment ma piękną, chociaż niezbyt łatwą do zanucenia melodię. Zdecydowanie nastraja ona do myślenia o rzeczach wzniosłych i oddalonych o tzw. szarej rzeczywistości: niebie, miłości, życiu pozagrobowym, jeleniach na rykowisku. Jeśli wierzyć wdowie po Mahlerze Almie, Adagietto miało być przeznaczonym dla niej instrumentalnym listem miłosnym. Oczywiście można też interpretować je bardziej dramatycznie, bo bardzo przypomina inny utwór Mahlera z tego samego okresu, mniej romantyczną a bardziej zagubioną pieśń z tekstem lubionego poety kompozytora, Friedricha Ruckerta: Ich bin der Welt abhanden gekommen, czyli Straciłem kontakt ze światem.

Pierwsze nagranie Ich bin der Welt abhanden gekommen, 1930

Gustav Mahler oczywiście chciałby, żebyśmy posłuchali całej V symfonii. W naszych zagonionych czasach znów można powiedzieć, że „za długa, ale Adagietto spoko”, ale polecam posłuchać przynajmniej wstępu z genialnym nawiązaniem do pierwszych taktów najbardziej znanej V symfonii – tej autorstwa Ludwiga „ta ta ta taaaaa” van Beethovena.

Cała V symfonia, występ dobrej jakości i zamieszczony oficjalnie – Pitsburgh Symphony Orchestra, 2011

Mahler VIII Symphonie PosterJeśli spodobało się Wam Adagietto, to informuję, że Mahler miał też więcej równie przebojowych kawałków, tylko nie zdobyły takiej popularności. Przykładem może być Sehr-Langsam Misterioso – tajemnicza (zgodnie z tytułem) pieśń z III symfonii z tekstem Fryderyka Nietzsche, też zresztą wykorzystana w Śmierci w Wenecji. Podobna w klimacie jest pieśń Urlicht z II symfonii kompozytora. Mahler pewnie nie chciałby, żeby słuchać wyciętych, kilkuminutowych fragmentów jego monumentalnych dzieł. Ale niestety II symfonia trwa 80 minut, a trzecia rekordowe 130. Skąd miał wiedzieć, że kolejne parę dekad po docenieniu jego twórczości nadejdzie pokolenie, które generalnie nie może się na niczym skupić?

Obrazki: Franz von Stuck – Wiosna, 1909 (Wikimedia Commons) oraz plakat reklamujący premierę VIII symfonii Mahlera pod batutą kompozytora (nie pamiętam, gdzie znalazłem)