W XX wieku powstało wiele utworów, przy których zastanowić się należy „panie, czy to w ogóle jeszcze muzyka?” Należą do nich Ku pamięci Hiroszimy Pendereckiego, Ionisation Edgarda Varèse oraz cały repertuar zespołu Roxette. Zajmijmy się środkowym przykładem.
Napisane w 1931 r. Ionisation grane jest na instrumentach perkusyjnych, fortepianie (wykorzystanym jako instrument perkusyjny) i syrenie alarmowej. Nie ma melodii i, na dobrą sprawę, nie ma za bardzo rytmu. Czyli nie do końca pasuje do tradycyjnej definicji muzyki, brzmiącej „rytm + melodia”.
A jednak coś w Ionisation jest, w końcu Frank Zappa twierdził podobno, że to przez ten kawałek został muzykiem (jeśli wierzyć: a) komentarzom na YouTube, b) Frankowi Zappie). Poza tym, Ionisation pasuje do innej popularnej definicji muzyki, która brzmi „zorganizowany dźwięk”. Co ciekawe, definicja ta przepisywana jest właśnie Edgardowi Varèse.
A co Wy myślicie – muzyka to, czy nie? Oto linki oraz ankieta:
2. Premierowe nagranie z lat trzydziestych, wzięte stąd
3. Świetne nagranie utworów Varèse (m. in. Ionisation) na blogu Bustera
Dwa ostatnie nagrania nieobjęte już prawami autorskimi (tzn. nr 3 na pewno, a nr 2 chyba).
A teraz ankieta:
Jeśli macie jakieś inne przemyślenia dot. Ionisation, ew. istoty muzyki/sztuki, to zapraszam do komentowania.
Obraz, jeśli to w ogóle obraz – W. Kandinsky, W bieli II