Posts Tagged ‘romantyzm’

Top 5: Pierzasta klasyka

21/12/2023

Ptaki: ulepszone dinozaury czy przerośnięte muchy? Oto pięć utworów muzyki klasycznej z naszymi lekkimi braćmi w roli głównej. Gdyby komuś nie chciało się klikać w pojedyncze linki, dorzucam playlistę na Spotify.

Gioachino Rossini – Uwertura do opery Sroka złodziejka (La gazza ladra, 1817) Podobnie jak inne uwertury Rossiniego, jest to wiązanka przebojowych melodii, wręcz proszących się o wykorzystanie w jakiejś amerykańskiej kreskówce z lat 40-tych. Sama opera nie opowiada o perypetiach sroki, ale kleptomańskie skłonności tego ptaka odgrywają kluczową rolę w fabule. Nie wiem, na ile prawdziwy jest stereotyp sroki-wykolejeńca – być może nie powinniśmy wierzyć we wszystko, co w mediach społecznościowych wypisują wrogie im sójki.

Frederick Delius – On Hearing the First Cuckoo in Spring (1913). Każdy słyszał kukułkę, nikt natomiast nigdy kukułki nie widział, a jej wygląd naukowcy odtworzyli na podstawie fragmentów szkieletu. Ich kukanie chyba dość łatwo oddać za pomocą instrumentów, więc nieraz pojawia się w dziełach na orkiestrę. W poemacie symfonicznym Gdy usłyszałem pierwszą kukułkę na wiosnę, odgłos ten jest tylko zasugerowany i nie psuje sielskiej atmosfery, tak charakterystycznej dla twórczości brytyjskich kompozytorów pierwszej połowy XX w.

Ralph Vaughan Williams – The Lark Ascending (1921) Kolejny przykład owej brytyjskiej sielskości. Solowa partia skrzypiec ma zobrazować tytułowego wznoszącego się skowronka. Nie przypadkiem na liście znalazły się dwie kompozycje z Wysp. Brytyjczycy interesują się ptakami i często potrafią rozpoznać znacznie więcej gatunków niż trzy podstawowe znane przeciętnemu Polakowi: gołąb, chyba wróbel oraz pewnie wrona.

Camille Saint-Saëns – Voliére (1886) Woliera, czyli taka klatka dla ptaków, do której można wejść. Utwór pochodzi ze suity Karnawał zwierząt (La carnaval des animaux), gdzie znajdziemy też inną ornitologiczną miniaturę – słynnego Łabędzia (Le cygne). Kompozytor uważał Karnawał zwierząt za zbyt niepoważny, przez co za jego życia opublikowano tylko wspomnianego Łabędzia. Artyści bywają słabymi sędziami własnych utworów: opowiadają na przykład, że ich ostatni album jest najlepszy, a przecież wszyscy wiedzą, że najlepszy był ich pierwszy, nagrany przed dwudziestoma laty.

Jean Sibelius – finał V symfonii (1915) Kompozytor zobaczył pewnego dnia szesnaście łabędzi w locie, co natchnęło go do napisania jednej z najbardziej wzniosłych melodii muzyki klasycznej. Ja często widzę z okna od pięciu do siedmiu gołębi stłoczonych na latarni, ale póki co, do niczego mnie nie natchnęły.

Obrazki od góry:

  • najdokładniejsza dotychczas rekonstrukcja wyglądu kukułki – ze średniowiecznego manuskryptu Der Naturen Bloeme z British Library za pośrednictwem wspaniałej strony Medieval Bestiary
  • chyba nie muszę pisać, że łabędź – z innego bestiarusza, Wikimedia Commons

Mendelssohn, człowiek z bazaltu

30/06/2023

Formacje skalne rzadko bywają natchnieniem dla muzyków. Nie usłyszymy Dumki na łupki, Marmurowego murmurando czy Ody do pumeksu. Wyjątek stanowi niemiecki kompozytor Felix Mendelssohn, który napisał utwór symfoniczny o bazalcie. No dobrze, nie do końca o bazalcie, ale zainspirowany jaskinią z bazaltowych słupów – znajdującą się na północy Szkocji Grotą Fingala.

Uwertura Hebrydy (1833) zaczyna się od pięknej, dramatycznej melodii, która przyszła Mendelssohnowi do głowy, kiedy zwiedzał Grotę Fingala. Ten początkowy temat przewija się przez całą kompozycję, a oprócz tego usłyszymy w niej impresje na temat uderzania fal, wycia wiatru i innych nadmorskich atrakcji. Całość trwa około 10 minut i klasyfikowana jest jako „uwertura koncertowa”, taki poprzednik późniejszych, opowiadających całe historie, poematów symfonicznych.

Mendelssohn zatytułował dzieło Hebrydy, od wysp, gdzie znajdziemy słynną jaskinię, ale bywało też nazywane Grotą Fingala. Obecnie kompozycja przedstawiana jest zazwyczaj jako Uwertura Hebrydy: „Grota Fingala”, ale zdarza się, że tylko Uwertura Hebrydy, a rzadziej samo Grota Fingala. Doskonale wpisuje się to w tradycję robienia niepotrzebnego zamieszania w nazewnictwie muzyki klasycznej.

Zdjecie z 1900 r., znalezione na Wikipedii.

 

Wróżki, elfy, jeże

12/01/2020

Midsummer

Długo unikałem utworów Feliksa Mendelssohna. Kojarzył mi się wyłącznie z Marszem weselnym – tak ogranym, że potrafi zniechęcić nie tylko do kompozytora, ale do muzyki klasycznej w ogóle, a nawet do małżeństwa. Marsz weselny stanowi część muzyki do inscenizacji Snu nocy letniej Williama Szekspira, której ze względu na wspomniany marsz, unikałem z całego dorobku Mendelssohna najbardziej.

Wszystko zmieniło się, kiedy pierwszy raz usłyszałem Uwerturę do „Snu nocy letniej” (1827). To znaczy, już wcześniej musiałem ją słyszeć, ale po raz pierwszy ze świadomością, że to Mendelssohn. Nie ma w niej Marsza weselnego, są za to wszystkie składniki bajkowego lasu, w którym rozgrywa się komedia Szekspira – wróżki, elfy, jeże, pajęczyny, mech, paprocie, chrobotek, świetliki, żuczki itp.

osiołekUwertura zaczyna się od pięknych, granych przez instrumenty dęte, łagodnych akordów, które zdają się mówić „paprocie we mgle” jeszcze bardziej niż słowa „paprocie we mgle”. Stopniowo robi się coraz bardziej dynamicznie, a po ok. 3 minutach od początku pojawia się wspaniały riff zakończony orkiestrową interpretacją ryku osła. Ten ryk to nie przypadek, bo jeden z bohaterów Snu nocy letniej zostaje w to zwierzę zamieniony. Szekspirowi nieobce było słynne brytyjskie poczucie humoru.

Mendelssohn napisał Uwerturę jako osobny utwór, taki poemat symfoniczny zainspirowany Snem nocy letniej. Miał wtedy, w co trochę trudno uwierzyć, 17 lat. Dopiero kilkanaście lat później skomponował właściwą muzykę ilustracyjną do komedii Szekspira, korzystając z motywów z Uwertury i doczepiając ją na początek przedstawienia.

Oprócz Marsza weselnego, którego nadal nie mogę, cały ten soundtrack wydaje mi się genialny. Moim ulubionym fragmentem jest Lied mit Chor (Pieśń z chórem), gdzie śpiewają nawet o jeżach i traszkach. Najbardziej podoba mi się jej niemieckojęzyczna wersja, która, chociaż to przekład, jednak jest oryginałem, bo to do niej kompozytor pisał muzykę. Kraftwerk też wolę po niemiecku, ale to chyba nie na temat.

Polecam również części Scherzo oraz Finale. Ta druga zaczyna się i kończy wspominanymi paprociowymi akordami z Uwertury.mendelssohn fricsay.jpg

A wracając do nieszczęsnego Marsza weselnego, to jak wszyscy wiemy z filmów, w amerykańskiej kulturze często występuje w parze z Treulich geführt, znanym też jako „Here comes the bride”. Ta druga melodia pochodzi z opery Richarda Wagnera, który Mendelssohna nienawidził ze względu na jego żydowskie pochodzenie. Więc podczas każdego amerykańskiego wesela Wagner zapewne przewraca się w grobie, ale w sumie dobrze mu tak.

Obrazek u góry pochodzi z dość niesamowitej ekranizacji Snu nocy letniej z 1935 roku (z muzyką Mendelssohna, oczywiście), okładki z Discogs.

 

Klasyczne radio w starym stylu – playlista

04/04/2019

playlista pani z panem.jpgCzy macie skłonności eskapistyczne? Czy chcecie odizolować się od współczesnego świata i udawać, że są np. lata pięćdziesiąte, tylko nie w PRL i bez różnych ówczesnych, a zażegnanych już dawno niedogodności, w rodzaju zagrożenia wojną, niezaszczepionych dzieci czy rasizmu? Jeśli tak, to playlista Old Time Classical Radio, mająca nawiązać do złotych lat radia amerykańskiego i brytyjskiego, jest dla Was.

Playlista Old Time Classical Radio na Spotify

Tę wielogodzinną playlistę-radyjko zacząłem tworzyć na własne potrzeby, ale pomyślałem, że uszczęśliwię nią ogół. Składa się na nią lekka, orkiestrowa muzyka poważna, w większości z okresu romantyzmu i wczesnego XX wieku. Darowałem sobie koncerty z partią solową, śpiew (nie licząc jakichś niegroźnych chórków) oraz muzykę fortepianową i kameralną. Chociaż znajdziecie czasem transkrypcje na orkiestrę dwóch ostatnich gatunków, m.in. symfoniczną wersję trzeciego Gymnopedie Satiego, którą jej twórca Debussy nazwał „pierwszym” Gymnopedie, pewnie po to, żeby chociaż jedna rzecz była w tym utworze trudna i niezrozumiała.

smetana szell.jpg

Starałem się, aby było kolorowo i różnorodnie. Znajdziecie więc tylko kilka fragmentów symfonii, ale za to wiele kawałków baletowych oraz mojej ulubionej formy muzyki klasycznej: poematów symfonicznych. Na playliście pełno francuskiego impresjonizmu w rodzaju Debussy’ego i Ravela oraz rosyjskich fajerwerków w stylu Rimskiego-Korsakowa. Dużo usłyszycie też inspiracji środkowoeuropejskim folklorem (Brahms, Dworzak) i taniego pseudo-orientalizmu (chyba ze dwudziestu kompozytorów). Jest też trochę muzyki obu Ameryk, często zawierającej wpływy latynoskie. I całkiem sporo twórczości inspirowanej Hiszpanią, czasem nawet z Hiszpanii. Dość sporą grupę tworzą kompozytorzy  niespodziewanego zagłębia melodyjnej muzyki orkiestrowej – Wielkiej Brytanii pierwszych dekad XX wieku (Delius z kolegami).

gershwin american in paris.jpgAby było jeszcze bardziej eskapistycznie, wybrałem stare nagrania, większości z lat pięćdziesiątych, więc czasem trochę szumi albo nawet odrobinę trzeszczy (nazywamy to „ciepłym brzmieniem”). Ale wszystko w granicach rozsądku, bo wiem, że nie każdy lubi, jak mu trzeszczy, szczególnie w słuchawkach. W tych nielicznych przypadkach, kiedy to było możliwe, starałem się też dobierać ładne, oryginalne okładki. Lata pięćdziesiąte były wspaniałym okresem pod tym względem, szczególnie jeśli lubicie, kiedy ładna pani jest przemycona na okładkę bez względu na zawartość albumu.

Większość utworów jest znana i lubiana, ale opuściłem te najbardziej wyświechtane (np. Bolero) lub obciążone skojarzeniami cmentarnymi (np. Adagio for Strings). Dorzuciłem też kilka mniej słynnych rzeczy, ale tak ładnych i przebojowych, że bez problemu pasują do playlisty (np. Our Town Aarona Coplanda). Kolejność jest raczej przypadkowa, więc najlepiej po prostu wcisnąć „odtwarzaj losowo” i dać się zaskoczyć Villa-Lobosowi, zadziwić Lisztowi albo zbałamucić Rachmaninowowi.

Oczywiście, jeśli macie pomysły, co jeszcze dodać do (ew. usunąć z) radyjka, to piszcie śmiało.

Obrazek do playlisty nie wiem skąd

 

top 5: zakamuflowana muzyka klasyczna

16/10/2017

Niektórzy twierdzą, że boją się muzyki klasycznej i jej unikają. Mam dla nich złą wiadomość: klasyka i tak czasem ich dopada, zamaskowana pod niewinną postacią przebojów pop. Poniżej pięć przykładów używania „poważnych” melodii w  szlagierach muzyki popularnej.

Procol Harum – A Whiter Shade of Pale (1967) Śliczna partia organów Hammonda  Bielszego odcienia bladego, to nieco zmieniona melodia Arii z III suity orkiestrowej (ok. 1730) Jana Sebastiana Bacha. Utwór Bacha znany jest też jako Aria na strunie G, ponieważ pod koniec XIX wieku skrzypek August „To nie literówka” Wilhemj zaaranżował go tak, aby główną melodię móc zagrać na jednej, najniższej strunie skrzypiec. Nie pytajcie, po co – może miał tylko jedną.

Coolio – C U When U Get There (1997) Ten pop-rapowy przebój oparty jest na melodii Kanonu D-dur (1680) Johanna Pachelbela. Oczywiście w barokowym oryginale nikt nie rapował, a gdyby rapował, to pewnie byłoby to coś w stylu: codziennie dla Pana / ja gram na organach.

Yanni – Aria (1989) Utwór greckiego maga syntezatora oparty jest na Duecie kwiatów z opery Lakmé (1882) Leo Delibesa. Akcja opery rozgrywa się w Indiach, zgodnie z ówczesną modą na orientalizm. Duet kwiatów, zwany też Sous le dôme épais (Pod gęstą kopułą) śpiewany jest przez tytułową bohaterkę i jej służącą podczas, czego się być może nie spodziewaliście,  zbierania kwiatów. Sous le dôme épais nie rozsławiło samo nagranie Yanniego, w końcu to artysta znany głównie wśród syntezatorowych koneserów, ale reklama British Airways, w której użyto jego wersji. Przedtem najbardziej znanym fragmentem Lakmé była Aria dzwonków.

Sting – Russians (1984) Część podkładu Russians Sting wziął od Sergieja Prokofiewa. Chodzi o Pieśń ze suity muzyki do komedii Porucznik Kiże (1934). Ten orkiestrowy fragment nazywa się Pieśń, bo w filmie była to faktycznie pieśń. Traktujący o zimnej wojnie tekst Russians Sting napisał sam, chociaż co niektóre rymy i metafory każą się zastanawiać, czy aby nie podwędził go jakiemuś licealiście.
Sting najwyraźniej lubił Prokofiewa, bo wystąpił też jako narrator w jednym z licznych nagrań jego utworu dla dzieci Piotruś i wilk. Rosyjski kompozytor zdaje się być wyjątkowo popularny wśród artystów pop, bo narratorem Piotrusia i wilka był również David Bowie, a najsłynniejszą melodię Prokofiewa – Taniec rycerzy z baletu Romeo i Julia – samplowała Sia (Taken for Granted, 2000) i Robbie Williams (Party Like a Russian, 2016). Ta druga piosenka ma rymy podobnej jakości, co Russians, ale w tym przypadku to chyba celowe.

Eugeniusz Bodo – Umówiłem się z nią na dziewiątą (1937) Jeśli nawet o wszystkich poprzednich piosenkach mogliście powiedzieć: „Phi, wiedziałam” lub „E, wiedziałem”, to tej pewnie się nie spodziewaliście. Ale refren Umówiłem się z nią na dziewiątą ewidentnie pochodzi z arii Non piu, andrai farfallone amoroso z opery W.A. Mozarta Wesele Figara (1786).
A tak przy okazji – jeśli nie oglądaliście jeszcze komedii Piętro wyżej, z której pochodzi przebój Bodo, to na co jeszcze czekacie?

Jak widać, trafić na muzykę klasyczną można wszędzie, a jeśli ktoś się jej boi, to lepiej w ogóle niczego nie słuchać. Ale wtedy i tak przewalone, bo okaże się, że po prostu słuchamy cały czas 4’33” Johna Cage’a.

Obrazki: okładka albumu z Lakmé (zauważcie „gęstą kopułę jaśminu”) z Rateyourmusic; okładka Prokofiewa z Discogs; plakat Piętro wyżej nie wiem skąd.

 

Klasyczna Telewizja Muzyczna 1

18/01/2017

poster_turandotKlasyczna Telewizja Muzyczna to nowa seria wpisów, w której bawię się w VJ-a. Robię prawie godzinną playlistę przebojów muzyki klasycznej na YouTube, a tutaj dopisuję pouczający i zabawny komentarz. Żeby było bardziej jak telewizja, będą to przed wszystkim filmy z występów (w tym wpisie raczej starych, potem zobaczę), a nie klipy z samym audio.

Oto link do playlisty Klasyczna Telewizja Muzyczna 1. Życzę miłego oglądania. A w programie:

• Zaczynamy od tzw. mocnego uderzenia – Dies Irae (Gniew Boży) z Requiem Verdiego. To requiem nie znajduje praktycznego zastosowania na mszach żałobnych ze względu na niebezpieczeństwo obudzenia zmarłego.

• Po tym całym gniewie, na uspokojenie, III część Kwintetu klarnetowego Brahmsa. Chociaż niektórych może wyprowadzić z równowagi fakt, że w kwintecie klarnetowym jest pięć razy mniej klarnetów, niż sugeruje nazwa.

• Osiem wiolonczel i sopran, czyli Bachianas Brasilieras nr 5 brazylijskiego kompozytora Heitora Villa-Lobosa. „Bachianas” – bo luźno zainspirowane Bachem. „Brasileiras” nie wiem, dlaczego.

sverchkov_troykazimoy8059• Prokofiew – Trojka ze suity z filmu Porucznik Kiże. Trojka to taki trójkonny zaprzęg. Zresztą już z samej muzyki można się domyślić, że chodzi o coś kuligowatego.

Preludium z I suity wiolonczelowej J.S. Bacha, ale w wersji dość hiszpańskiej bo zaaranżowane na gitarę przez wirtuoza (trochę mnie kusi, żeby napisać „tuza”) tego instrumentu Andresa Segovię.

• Aria Nessun dorma Pucciniego. Wielki przebój opery Turnadot i mundialu Italia ’90. W osobnym wpisie więcej na ten temat.

Nimrod z Enigma Variations Anglika Edwarda Elgara. Ten wzruszający utwór, chociaż nie jest z założenia żałobny, to w ojczyźnie kompozytora bywa używany przy smutnych okazjach:  pogrzebach, hołdach poległym żołnierzom oraz rozmyślaniu nad utraconym imperium.

svanhamnen_i_bland_tomtar_och_troll_1908• Na prawie finał ostatnia część V symfonii Fina Jeana Sibeliusa. Tę porywającą melodię, która pojawia się po około minucie, zainspirował widok szesnastu łabędzi wzbijających się do lotu. W siedzibie Placówki Krakowie widuje się często nawet po dwadzieścia wzbijających się do lotu gołębi, która to inspiracja zaowocowała klejnotem Nie przenoście nam stolicy do Krakowa.

• Na deser, ew. dobranoc, ograny ale i tak świetny hit fortepianowy – pierwszy Gymnopédie (czyt. żimnope’di) francuskiego awangardzisty Erika Satiego. Grecki termin „gymnopedia” oznaczał w Sparcie święto „tańca nagich młodzieńców” – duch imprezowy miał się w starożytnym świecie dobrze.

Obrazki: plakat reklamujący premierę opery Turandot w 1926 r. (stąd), Nikołaj Jegorowicz Swierczkow – Trojka zimą (stąd), John Bauer – ilustracja do Wśród gnomów i trolli (1908, stąd)

Top 6: Muzyka klasyczna dla opornych, wersja 2.0

15/04/2015

Beethoven Westminster GoldOto drugie podejście do tematu „muzyka klasyczna dla początkujących”. Tym razem starałem się, żeby było bardziej przebojowo, i żeby każdy kawałek prowadził w jakimś w miarę konkretnym kierunku, a przynajmniej do jeszcze jednego utworu.

♪ Piotr Czajkowski – Taniec wieszczki cukrowej z Dziadka do orzechów (1892). Na początku delikatnie, bo niektórzy podobno boją się muzyki klasycznej. Dzwonkowato brzmiący instrument, który słyszycie w utworze, to czelesta – wówczas nowość. Zidentyfikowanie tego kawałka zaraz na początku mojej przygody z klasyką sprawiło mi wyjątkową przyjemność i zachęciło do dalszego słuchania zawierającej go składanki Classical Music for People Who Hate Classical Music.

Chyba jakaś jedna trzecia przebojów muzyki klasycznej pochodzi z baletów Czajkowskiego, a z tej jednej trzeciej większość jest z Dziadka do orzechów. Przykładem innego hitu baletowego, który wszyscy znają, a mało kto wie, co to takiego, jest mniej delikatny Taniec rycerzy (aka Montecchi i Capuletti) z Romea i Julii (1935). Jego jednak wyjątkowo nie napisał Czajkowski, ale inny Rosjanin, Sergej Prokofiew.

♪ Antonín Dvořák – IX symfonia „Z Nowego Świata” – IV. Allegro con Fuoco (1893) Czas na tzw. mocne uderzenie. Zainspirowana pobytem czeskiego kompozytora w Stanach Zjednoczonych IX symfonia, podobnie jak większość rzeczy na tej liście, jest przykładem obfitującej w przeboje muzyki romantyzmu.

Poszukującym innych w miarę ostrych brzmień mogę polecić np. dramatyczny Dies Irae (Gniew Boży) z Requiem (1791) Mozarta. Tak jakoś wyszło, że kompozytor napisał to requiem dla siebie. RIP in peace.

♪ Fryderyk Chopin – Preludium XV „Deszczowe” z 24 preludiów (1839) Zdanie „lubię preludia Chopina” brzmi jakoś podejrzanie, coś jak „moim ulubionym poetą jest Mickiewicz”. Ale ja naprawdę lubię preludia Chopina, a 15-te jest najsłynniejsze i chyba najlepsze. Na bardziej ekspresyjny utwór fortepianowy trzeba było czekać aż do opracowania na ten instrument Eye of the Tiger zespołu Survivor.

Jeśli interesuje Was podobna ekspresja, ale w kombinacji „fortepian plus orkiestra”, (czyli koncert fortepianowy), to proponuję hit  z Wariacji na temat Paganiniego spóźnionego i niepoprawnego romantyka Sergieja Rachmaninowa: Wariację XVIII.stravinsky steinweiss

♪ Jan Sebastian Bach – Preludium z I suity wiolonczelowej. Jeśli barok kojarzy Wam się z przepychem, to w muzyce tej epoki za bardzo go nie znajdziecie (już prędzej w romantyzmie). Suity wiolonczelowe J.S. Bacha to skrajny przykład tego, że barokowa muzyka była, w porównaniu np. z barokową architekturą albo malarstwem, raczej ascetyczna. Twórczość tego okresu ma wielu oddanych fanów, którzy gardzą innymi gatunkami oraz ignorancją pozostałych melomanów, co czyni barok czymś w rodzaju jazzu muzyki klasycznej.

Jeśli chcecie posłuchać barokowej muzyki na więcej niż jeden instrument, a do tego z głosem, to polecam początek przesmutnego Stabat Mater Włocha Pergolesiego.

♪ Franciszek Schubert – XIV kwartet smyczkowy „Śmierć i dziewczyna”, II. Andante con moto (1826) Poprzez muzykę kameralną (dla od dwóch do około dziesięciu instrumentów) kompozytorzy często próbowali wyrazić swoje uczucia, głównie negatywne. Schubert chciał XIV kwartetem oddać swój lęk przed śmiercią. Lęk uzasadniony, bo była to jedna z ostatnich kompozycji Austriaka.

O ile Andante con moto z kwartetu Schuberta stanowi przykład mistrzowskiego budowania napięcia, to już Allegro molto z VIII kwartetu smyczkowego (1960) Dmitrija Szostakowicza to najzwyklejszy furiacki atak. Kwartet był zainspirowany wizytą w zbombardowanym Dreźnie, wojną ogólnie oraz takim sobie samopoczuciem kompozytora.

♪ Claude Debussy – Popołudnie fauna (1894) Poematy symfoniczne – utwory, które mają opowiadać historię, ale bez użycia słów – są chyba najbardziej, obok rosyjskich baletów, przebojowym gatunkiem muzyki klasycznej (sprawdźcie na przykład Obrazki z wystawy Musorgskiego albo Planety Holsta). Zainspirowane wierszem S. Mallarme’a o tym samym tytule Popołudnie fauna może robić za soundtrack do współczesnych sobie epok artystycznych – impresjonizmu i secesji.sibelius 5

Utwór Debussy’ego uważany bywa za, nieco źle obliczony czasowo, pierwszy przykład dwudziestowiecznej muzyki klasycznej. Określenie „dwudziestowieczna muzyka klasyczna” wzbudza jeszcze większy popłoch niż sama „muzyka klasyczna”, ale zazwyczaj nie ma się czego bać.  Przykład ciekawej, awangardowej, a jednocześnie przebojowej muzyki z XX wieku, a zarazem udanego poematu symfonicznego stanowi Pacific 231 (1923) Szwajcara Arthura Honeggera. Jest to muzyczny odpowiednik Lokomotywy Juliana Tuwima.

Jeśli spodobało Wam się coś na liście, macie własne propozycje albo inne refleksje, to zachęcam do komentowania.

Autorzy okładek (niezwiązanych z utworami z listy) to od góry: Christopher Whorf, Alex Steinweiss, George Maas

Mahler artystą jednego przeboju

01/10/2014

Franz von Stuck - Wiosna, 1909Wiedeński kompozytor okresu Secesji Gustav Mahler, jak każdy porządny artysta (Van Gogh, J.S. Bach, a w przyszłości zapewne Rush), doceniony został dopiero dobre pół wieku po śmierci. Wprawdzie nie umarł zapomniany i w biedzie, ale jednak jego długie symfonie nie podobały się jakoś specjalnie krytykom i publiczności przełomu XIX i XX wieku i radzono mu raczej, żeby trzymał się dyrygowania. Przewrażliwionego, jak każdy porządny artysta, Mahlera musiało to nieźle wkurzać. Podejrzewam też, że wkurzyłaby go też historia jego największego i w zasadzie jedynego przeboju: czwartej części V symfonii, o oznaczeniu tempa Adagietto, czyli „powolutku”.

Adagietto – dyryguje najważniejszy promotor twórczości Mahlera – Leonard Bernstein,

Adagietto – pierwsze nagranie, dyryguje kolega Mahlera Willem Mengelberg, 1926

Ukończona w 1902 roku siedemdziesięciominutowa V symfonia Mahlera jest, jak pozostałe jego symfonie, przemyślanym i ambitnym dziełem. Jednak po jej premierze Mahler narzekał, że nikt jej nie zrozumiał i w sumie miał rację. Uznano najwyraźniej, że „symfonia za długa, ale to Adagietto spoko”, bo często wykonywano potem samą czwartą część. Mahler powiedział też, że chciałby dyrygować symfonią za pięćdziesiąt lat, kiedy już zostanie zrozumiana. I faktycznie, kilka dekad po premierze cała V symfonia zaczęła się podobać ekspertom i publiczności prawie tak bardzo jak Mahlerowi. Ale w roku 1971 Adagietto pojawiło w filmie film Śmierć w Wenecji, który ponownie oderwał je od reszty dzieła i uczynił światowym hitem, zamieszczanym na składankach o tytułach typu Beautiful Adagios albo Classical Chillout.

Trudno zaprzeczyć, że Adagietto jest zasłużonym przebojem. Trwający, w zależności od interpretacji, od 7 do 12 minut fragment ma piękną, chociaż niezbyt łatwą do zanucenia melodię. Zdecydowanie nastraja ona do myślenia o rzeczach wzniosłych i oddalonych o tzw. szarej rzeczywistości: niebie, miłości, życiu pozagrobowym, jeleniach na rykowisku. Jeśli wierzyć wdowie po Mahlerze Almie, Adagietto miało być przeznaczonym dla niej instrumentalnym listem miłosnym. Oczywiście można też interpretować je bardziej dramatycznie, bo bardzo przypomina inny utwór Mahlera z tego samego okresu, mniej romantyczną a bardziej zagubioną pieśń z tekstem lubionego poety kompozytora, Friedricha Ruckerta: Ich bin der Welt abhanden gekommen, czyli Straciłem kontakt ze światem.

Pierwsze nagranie Ich bin der Welt abhanden gekommen, 1930

Gustav Mahler oczywiście chciałby, żebyśmy posłuchali całej V symfonii. W naszych zagonionych czasach znów można powiedzieć, że „za długa, ale Adagietto spoko”, ale polecam posłuchać przynajmniej wstępu z genialnym nawiązaniem do pierwszych taktów najbardziej znanej V symfonii – tej autorstwa Ludwiga „ta ta ta taaaaa” van Beethovena.

Cała V symfonia, występ dobrej jakości i zamieszczony oficjalnie – Pitsburgh Symphony Orchestra, 2011

Mahler VIII Symphonie PosterJeśli spodobało się Wam Adagietto, to informuję, że Mahler miał też więcej równie przebojowych kawałków, tylko nie zdobyły takiej popularności. Przykładem może być Sehr-Langsam Misterioso – tajemnicza (zgodnie z tytułem) pieśń z III symfonii z tekstem Fryderyka Nietzsche, też zresztą wykorzystana w Śmierci w Wenecji. Podobna w klimacie jest pieśń Urlicht z II symfonii kompozytora. Mahler pewnie nie chciałby, żeby słuchać wyciętych, kilkuminutowych fragmentów jego monumentalnych dzieł. Ale niestety II symfonia trwa 80 minut, a trzecia rekordowe 130. Skąd miał wiedzieć, że kolejne parę dekad po docenieniu jego twórczości nadejdzie pokolenie, które generalnie nie może się na niczym skupić?

Obrazki: Franz von Stuck – Wiosna, 1909 (Wikimedia Commons) oraz plakat reklamujący premierę VIII symfonii Mahlera pod batutą kompozytora (nie pamiętam, gdzie znalazłem)

 

Mahler ziemisty Chińczyk

29/11/2013

Shen Zhou„Klątwa dziewiątej” to zdarzający się wśród kompozytorów syndrom nagłego i ostatecznego pogorszenia stanu zdrowia po napisaniu dziewiątej symfonii. Zaczęło się od Beethovena, który nie napisał już żadnej symfonii po tej z Odą do radości. Podobnie było np. z Dvořákiem i Brucknerem, więc w 1909 roku przesądny i neurotyczny Wiedeńczyk Gustav Mahler postanowił oszukać los, i swojej dziewiątej symfonii nie nazwał IX symfonią, tylko Das Lied von Der Erde (Pieśń o ziemi). Los mógł się naprawdę nie zorientować, bo Lied von der Erde nie przypomina za bardzo symfonii w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, czyli czysto orkiestrowego utworu w czterech, różniących się tempem, częściach.

Mahler, za przykładem Beethovena i jego „9”, lubił wstawiać pieśni do symfonii. W Das Lied von der Erde poszedł jednak na całość, bo dzieło składa się wyłącznie z sześciu pieśni z towarzyszeniem orkiestry. Połowę z nich śpiewa tenor (pan), połowę alt (pani), chociaż ten drugi głos dominuje czasowo. Za tekst posłużyły niemieckie tłumaczenia chińskich wierszy, w większości autorstwa Li Bai – legendarnego poety VIII w. n.e. Ich tematyka to: picie, młodość, samotność, piękno, znowu picie oraz pożegnanie. W warstwie muzycznej chińskich wpływów nie słychać jakoś bardzo, z wyjątkiem najbardziej pentatonicznej części trzeciej: Von der Jugend (O młodości). Jest to zarazem najkrótsza pieśń utworu, więc polecam ją na początek. Szczególnie podoba mi się, kiedy pan śpiewa „Wie der Rücken eines Tigers” (Niczym grzbiet tygrysa), bo zawsze się cieszę, kiedy słyszę niemiecki przypadek Genitivus:

Najsłynniejszym fragmentem Das Lied von der Erde jest natomiast jej ostatnia, najdłuższa część, śpiewana przez alt Der Abschied (Pożegnanie). Ta półgodzinna, niesamowicie smutna pieśń zajmowała w pierwszym nagraniu trzy płyty szelakowe i spokojnie obroniłaby się jako osobne dzieło. Podmiot liryczny żegna się, bo jedzie w góry w poszukiwaniu „spokoju dla samotnego serca”. Na końcu znajduje się optymistyczny w treści, ale niezbyt radośnie zaśpiewany fragment o ziemi: że co wiosnę się odnawia, oraz że wszystkie odległe krainy mają też błękitne niebo – wieeeecznie, wieeeecznie (eeeewig, eeeewig):

A cierpliwy los poczekał, aż Gustav Mahler ukończy właściwą IX symfonię, i dopiero wtedy załatwił kompozytora.

♫ LINKI:

Wspomniane pierwsze nagranie (1936, kolega Mahlera – Bruno Walter) na Internet Archive. Z tego źródła pochodzą zagnieżdżone we wpisie empetrójki.

Cała Lied von der Erde na YT, dyryguje największy promotor muzyki Mahlera, Leonard Bernstein.

Bernstein opowiada o utworze.

Obrazek: Górzysty krajobraz Lushan – Shen Zhou, 1467 (Wikimedia Commons)

Top 6: mroczna klasyka

28/08/2013

Leonora Carrington - OlbrzymkaSześć mrocznych utworów muzyki klasycznej: czary, diabeł, śmierć itp. Wpis przeznaczony jest przede wszystkim dla początkujących słuchaczy klasyki, więc będą to raczej znane kawałki.

Camille Saint-Saëns – Danse Macabre (1874) Poemat symfoniczny opisujący Taniec śmierci. Partia ksylofonu imituje dźwięk stukających piszczeli i została potem użyta przez kompozytora w Skamielinach ze słynnego Karnawału zwierząt. Taniec śmierci był bardzo popularnym motywem literackim w średniowieczu, kiedy słowa „Żyjesz jeszcze?” nie były żartem, ale jak najbardziej poważnym pytaniem.

Edvard Grieg – Marsz trolli (1905) Utwór fortepianowy lub orkiestrowy będący muzyczną fantazją na temat komentarzy internetowych. W grocie króla gór tego samego kompozytora byłoby trochę zbyt oczywistym wyborem na listę, więc wybrałem coś trochę mniej słynnego. Ale i tak jest to kawałek dość znany, przede wszystkim za sprawą  genialnej kreskówki Disneya Taniec Szkieletów z 1929 roku.Paul_Fürst,_Der_Doctor_Schnabel_von_Rom

Franz Schubert – Der Erlkönig (1821) Franz Schubert jest uznawany za najlepszego twórcę pieśni z akompaniamentem fortepianu, tu opracowując muzycznie Króla Olch, słynny wiersz J.W. Goethego. Kilku innych kompozytorów próbowało wzmocnić pieśń, rozpisując ją na orkiestrę, w tym Hector Berlioz, którego remix zamieszczam w linku. Tytułowy król to pan mitycznego świata, który odbiera życie dziecku: „Dolata na dworzec… lecz próżna otucha! / Na ręku ojcowskich już dziecię bez ducha”. Pomysł stuprocentowej śmiertelności wśród dziecięcych bohaterów przejęli potem twórcy polskich noweli pozytywistycznych.

Modest Musorgski – Noc na łysej górze (1867) Słynny poemat symfoniczny mający przedstawiać Noc Kupały. Już wstęp mówi „groza, burza, pogaństwo, a najbardziej burza.” Burza zawsze dobrze wychodzi kompozytorom. Najgorzej wychodzi im „słonecznie z niewielkim zachmurzeniem”.

Béla Bartók – Muzyka na smyczki, perkusję i czelestę: III Adagio (1936) Najbardziej współczesny i najtrudniejszy utwór na liście, znany przede wszystkim dzięki filmowi Lśnienie Stanleya Kubricka. Początkowy ksylofon (znowu on) brzmi, jakby coś nam upadło na podłogę i potoczyło się pod łóżko, pod które boimy się wejść. Przez resztę fragmentu Bartók zapodaje swoją słynną „muzykę nocy”, która w wydaniu z tego utworu, mocno przysłużyła się chlubnej misji odstraszania słuchaczy od muzyki dwudziestowiecznej.Gustave Dore Kruk (Poe)

Charles Gounod – Marche funèbre d’une marionnette (1879) Marsz żałobny dla marionetki zdobył sławę po wykorzystaniu go w 1955 roku w serialu Alfred Hitchcock przedstawia. Nie, nie chodzi o marionetkę Brukseli.

Jeśli macie własne propozycje, to piszcie w komentarzach. Planuję wpis „Top 6: Mroczna klasyka vol. 2”, więc pomoc się przyda.

Fotki: Leonora Carrington – Olbrzymka (1947), Paul Fürst – Doktor Dziób z Rzymu (1656), Gustave Doré – ilustracja do „Kruka” E.A. Poe (1883) Tłumaczenie Króla Olszyn: Władysław Syrokomla (1856)