W brytyjskim filmie If…. (Jeżeli…, 1968) jest scena, w której główny bohater puszcza sobie piosenkę na gramofonie. Kiedy utwór się kończy, cofa igłę i znowu go puszcza. Jest to normalna i zrozumiała reakcja na Sanctus z Missa Luba.
Missa Luba to hybryda tekstu chrześcijańskiej mszy i tradycyjnej muzyki kongijskiej. „Missa” to „msza”, a „Luba” to nazwa ludu zamieszkującego część ówczesnego Kongo Belgijskiego (potem Zairu, a obecnie Demokratycznej Republiki Kongo). Pomysłodawcą utworu był belgijski misjonarz Guido Haazen. On też, wraz z Les troubadours de la Roi Badouin – założonym przez siebie chórem kongijskich chłopców, w 1958 roku nagrał płytę z Missa Luba oraz kilkoma lokalnymi piosenkami. Album stał się w Europie całkiem sporym hitem, szczególnie dziesięć lat po wydaniu, kiedy wykorzystano w If…. Sanctus. Piosenkę wydano wtedy na singlu i w Wielkiej Brytanii dotarła aż do miejsca 28 listy przebojów.
Z dzisiejszej perspektywy można się zastanawiać, czy Missa Luba nie jest po prostu ładniejszą odsłoną ohydnego zjawiska kolonializmu. Z drugiej strony, może jest po prostu jednym z bardzo, bardzo nielicznych jego pozytywnych aspektów.
Aha, wystrzegajcie się innych niż Les troubadours wykonań Missa Luba.