Top 5: Pierzasta klasyka

21/12/2023

Ptaki: ulepszone dinozaury czy przerośnięte muchy? Oto pięć utworów muzyki klasycznej z naszymi lekkimi braćmi w roli głównej. Gdyby komuś nie chciało się klikać w pojedyncze linki, dorzucam playlistę na Spotify.

Gioachino Rossini – Uwertura do opery Sroka złodziejka (La gazza ladra, 1817) Podobnie jak inne uwertury Rossiniego, jest to wiązanka przebojowych melodii, wręcz proszących się o wykorzystanie w jakiejś amerykańskiej kreskówce z lat 40-tych. Sama opera nie opowiada o perypetiach sroki, ale kleptomańskie skłonności tego ptaka odgrywają kluczową rolę w fabule. Nie wiem, na ile prawdziwy jest stereotyp sroki-wykolejeńca – być może nie powinniśmy wierzyć we wszystko, co w mediach społecznościowych wypisują wrogie im sójki.

Frederick Delius – On Hearing the First Cuckoo in Spring (1913). Każdy słyszał kukułkę, nikt natomiast nigdy kukułki nie widział, a jej wygląd naukowcy odtworzyli na podstawie fragmentów szkieletu. Ich kukanie chyba dość łatwo oddać za pomocą instrumentów, więc nieraz pojawia się w dziełach na orkiestrę. W poemacie symfonicznym Gdy usłyszałem pierwszą kukułkę na wiosnę, odgłos ten jest tylko zasugerowany i nie psuje sielskiej atmosfery, tak charakterystycznej dla twórczości brytyjskich kompozytorów pierwszej połowy XX w.

Ralph Vaughan Williams – The Lark Ascending (1921) Kolejny przykład owej brytyjskiej sielskości. Solowa partia skrzypiec ma zobrazować tytułowego wznoszącego się skowronka. Nie przypadkiem na liście znalazły się dwie kompozycje z Wysp. Brytyjczycy interesują się ptakami i często potrafią rozpoznać znacznie więcej gatunków niż trzy podstawowe znane przeciętnemu Polakowi: gołąb, chyba wróbel oraz pewnie wrona.

Camille Saint-Saëns – Voliére (1886) Woliera, czyli taka klatka dla ptaków, do której można wejść. Utwór pochodzi ze suity Karnawał zwierząt (La carnaval des animaux), gdzie znajdziemy też inną ornitologiczną miniaturę – słynnego Łabędzia (Le cygne). Kompozytor uważał Karnawał zwierząt za zbyt niepoważny, przez co za jego życia opublikowano tylko wspomnianego Łabędzia. Artyści bywają słabymi sędziami własnych utworów: opowiadają na przykład, że ich ostatni album jest najlepszy, a przecież wszyscy wiedzą, że najlepszy był ich pierwszy, nagrany przed dwudziestoma laty.

Jean Sibelius – finał V symfonii (1915) Kompozytor zobaczył pewnego dnia szesnaście łabędzi w locie, co natchnęło go do napisania jednej z najbardziej wzniosłych melodii muzyki klasycznej. Ja często widzę z okna od pięciu do siedmiu gołębi stłoczonych na latarni, ale póki co, do niczego mnie nie natchnęły.

Obrazki od góry:

  • najdokładniejsza dotychczas rekonstrukcja wyglądu kukułki – ze średniowiecznego manuskryptu Der Naturen Bloeme z British Library za pośrednictwem wspaniałej strony Medieval Bestiary
  • chyba nie muszę pisać, że łabędź – z innego bestiarusza, Wikimedia Commons

Top 7: Kronika kryminalna

06/10/2023

Kradzież, morderstwo, hygge – różne są oblicza przestępczości. Poniżej siedem piosenek o tematyce kryminalnej, w kolejności chronologicznej.

Ernst Busch – Die Moritat von Mackie Messer (1931) Wylicznka zbrodni londyńskiego nożownika Mackiego Majchra z (niebędącej operą) Opery za Trzy Grosze Kurta Weilla i Bertolda Brechta. Tekst po niemiecku, co oczywiście budzi skojarzenia z teutońskim nożem w plecy zadawanym, za pośrednictwem Brukseli, Polsce.

Serge Gainsbourg & Brigitte Bardot – Bonnie and Clyde (1967) Piosenka brzmieniem wyprzedziła swoje czasy o około 30 lat. Zainspirował ją słynny film z Warrenem Beattym i Faye Dunaway, który spopularyzował romantyczną wersję historii mało w sumie romantycznego ciągu rabunków i zabójstw.

Judas Priest – Breaking the Law (1980) Nie wiemy, jakie prawo łamie Rob Halford z Judas Priest, ale na pewno łamie, bo powtarza tytułową frazę (jeśli dobrze policzyłem) trzydzieści dwa razy.

DAF – Der Räuber und der Prinz (1981) Rabuś napada na księcia, a ten się w nim zakochuje. Typowa dla zachodnich społeczeństw seksualizacja najbardziej nawet niewinnych spotkań.

Kate Bush – There Goes a Tenner (1982) Naoglądawszy się starych filmów, grupka amatorów postanawia napaść na bank. Kończy się źle, a w powietrzu fruwa waluta, w tym tytułowa dycha.

Richard Marx – Hazard (1991) Nikt nie rozumiał, co czuję do Mary / gdzieś to mieli / dopóki nie wyszła kiedyś sama / i już jej nie widziano, śpiewa podejrzany w związku ze zniknięciem Mary bohater, wyrzutek z miasteczka Hazard. „Hazard” nie znaczy „Hazard”, lecz „niebezpieczeństwo”, co jest kolejną próbą wprowadzenia Polaków w błąd przez kraje zachodnie.

Shakira – ¿Donde estan los ladrones? (1996) Gdzie są złodzieje? pyta Kolumbijka w utworze zainspirowanym kradzieżą walizki zawierającej m.in. teksty Shakiry na następną płytę. Piosenka ma opowiadać o różnych rodzajach złodziejstwa, z korupcją na czele. Co ciekawe, sama artystka jest obecnie oskarżona o niepłacenie podatków w Hiszpanii. Shakira z pewnością jest niewinna, a moja opinia nie ma nic wspólnego z wieloletnim uwielbieniem dla piosenkarki.

Okładka z przewrotnego kryminału Uwodziciel kobiet Hugo Bettauera, dostępnego na stronie Biblioteki Narodowej.

Przedwojenna MTV

28/08/2023

W kategorii „piosenki z lat trzydziestych o telewizji”, w odróżnieniu od „piosenek z lat dziewięćdziesiątych o nieudanych związkach”, nie ma tłoku. W ogóle trudno o jakiekolwiek materiały związane z telewizją owego pionierskiego okresu, bo przed II wojną światową tylko ZSRR, III Rzesza, USA i Wielka Brytania miały – bardzo ograniczone – sieci telewizyjne, a nagrania audycji są niezmiernie rzadkie. Na szczęście, pierwsze minuty transmisji brytyjskiej BBC zostały uwiecznione na potrzeby kroniki filmowej, łącznie ze śliczną piosenką o nowym środku masowego przekazu.

YouTube

BBC – lepsza jakość, trzeba kliknąć w pierwszy filmik

Utwór nie został nigdy nagrany na płycie i istnieje jedynie na urywku taśmy filmowej. Nosi tytuł, w zależności od źródła informacji, Television, Bringing Television to You albo Magic Rays of Light. Został napisany na specjalne zlecenie BBC, a na antenie telewizyjnej zaśpiewała go ówczesna gwiazda brytyjskiej sceny Adèle Dixon.

Słowa piosenki odmalowują wizję świetlanej przyszłości, w której „magiczne promienie” „wyczarowują dźwiękiem i obrazem” cały świat w każdym domu. Był rok 1936, więc wszyscy wiemy, jak to z tą świetlaną przyszłością było.

Wszystkie obrazki z Internet Archive. Kolaż (z wieżą nadawczą BBC na Alexandra Palace pośrodku) z World Film and Television Progress (1937 – 1938), ilustracja powstawania obrazu telewizyjnego i teleodbiornik Baird z Electronic Television (1936)

Mendelssohn, człowiek z bazaltu

30/06/2023

Formacje skalne rzadko bywają natchnieniem dla muzyków. Nie usłyszymy Dumki na łupki, Marmurowego murmurando czy Ody do pumeksu. Wyjątek stanowi niemiecki kompozytor Felix Mendelssohn, który napisał utwór symfoniczny o bazalcie. No dobrze, nie do końca o bazalcie, ale zainspirowany jaskinią z bazaltowych słupów – znajdującą się na północy Szkocji Grotą Fingala.

Uwertura Hebrydy (1833) zaczyna się od pięknej, dramatycznej melodii, która przyszła Mendelssohnowi do głowy, kiedy zwiedzał Grotę Fingala. Ten początkowy temat przewija się przez całą kompozycję, a oprócz tego usłyszymy w niej impresje na temat uderzania fal, wycia wiatru i innych nadmorskich atrakcji. Całość trwa około 10 minut i klasyfikowana jest jako „uwertura koncertowa”, taki poprzednik późniejszych, opowiadających całe historie, poematów symfonicznych.

Mendelssohn zatytułował dzieło Hebrydy, od wysp, gdzie znajdziemy słynną jaskinię, ale bywało też nazywane Grotą Fingala. Obecnie kompozycja przedstawiana jest zazwyczaj jako Uwertura Hebrydy: „Grota Fingala”, ale zdarza się, że tylko Uwertura Hebrydy, a rzadziej samo Grota Fingala. Doskonale wpisuje się to w tradycję robienia niepotrzebnego zamieszania w nazewnictwie muzyki klasycznej.

Zdjecie z 1900 r., znalezione na Wikipedii.

 

Gołębia cień

21/04/2023

 

Każdy z nas zapewne wypowiedział, czy chociaż pomyślał, słowa „leć, gołębiu” lub jakąś ich mniej wyrafinowaną wersję. Zazwyczaj chodziło o osobnika, który znosił gałązki do budowania gniazda na nasz balkon albo gruchał o piątej rano na parapecie. Ale Nilla Pizzi w utworze z 1952 r. Vola colomba (czyli właśnie Leć, gołębiu) nie chce, żeby ptak przefrunął trzy metry na balkon sąsiada, ale żeby przekazywał wiadomości między nią a ukochanym w Trieście.

Triest był wtedy w specjalnej strefie okupowanej i wrócił do Włoch dopiero w roku 1954. Nazwa miasta nie pada w tekście, ale pojawia się słynna katedra, lokalny dialekt i stocznia. A gdyby ktoś miał wątpliwości co do podwójnego znaczenia powtarzanych słów wrócę (tornerò), to w pewnym momencie sekcja dęta gra urywek hymnu włoskiego.

Być może zawoalowane odniesienia do kwestii terytorialno-politycznych pomogły piosence wygrać festiwal San Remo ’52. Ale z drugiej strony, te męskie chórki czynią utwór tak pięknym, że pewnie poradziłby sobie nawet, gdyby był o przepędzaniu drobiu na balkon sąsiada.

Obrazki: gołębie zbierające materiały do budowania gniazda na czyimś balkonie stąd, gołąb podpowiadający autorowi podczas pisania niniejszego tekstu stąd.

Poklikamy?

16/03/2023

Chyba każdy język ma jakieś dźwięki, które obcokrajowcom trudno wymówić. Polski ma „ść”, angielski – dwa warianty „th”, niemiecki – „Einstürzende Neubauten”. Mowa południowoafrykańskiego ludu Xhosa zdaje się jednak przodować w kategorii ciekawych zgłosek, ponieważ jej system fonetyczny zawiera mlaski i kliknięcia. Już dźwięk „Xh” na początku nazwy „Xhosa” przedstawia spore wyzwanie.

Sztandarowym przykładem języka Xhosa w muzyce jest utwór Qongqothwane, szerzej znany jako The Click Song, ew. Click Song No. 1. To tradycyjna piosenka weselna, a jej bohaterem jest, jak to bywa w piosenkach weselnych, chrząszcz. Konkretnie chodzi o chrząszcza gatunku wydającego odgłosy pukania i znanego przez to pod onomatopeiczną nazwą „qonggothwane”. W tekście celowo jest wiele mlasków i kliknięć – ma to być taki „chrząszcz brzmi w trzcinie w Kapsztadzinie”.

Na początku lat sześćdziesiątych Click Song No. 1 wylansowała legenda muzyki świata Miriam Makeba, sama pochodzenia Xhosa. Jej największy przebój, Pata Pata (1967), ma tekst w tym samym języku, ale nie zawiera aż tylu kliknięć i mlasków, więc nikt tego nie zauważył.

Zainteresowanym głoskami Xhosa polecam też piosenkę Oxgam (Click Song No. 2) tej samej artystki. Nie dotarłem do tłumaczenia tekstu, więc nie wiem, jaki łamaniec językowy stanowi jego temat. Świerszcz wieszczy? Szemrzą szynszyle?

Obrazek: Okładka czasopisma „Nowa Wieś” z 1969 r. Znalazłem kiedyś na blogu African Jive i kiedyś już zamieszczałem. Właściwe pochodzenie skanu nieznane.

 

Lekko brytyjska Elżbieta

26/02/2023

Terminem „Brytyjska muzyka lekka” określa się, o dziwo, nie zespół Coldplay, ale kategorię utworów orkiestrowych pisanych w środkowych dekadach XX wieku. Była to odmiana muzyki klasycznej, ale zgodnie z nazwą, miała podobać się większym rzeszom słuchaczy. Drugą cechą odróżniającą ją od klasyki, były  barwniejsze tytuły: zamiast symfonii, koncertów i sonat, publiczność dostawała Portret flirciarki, Na perskim targu czy Serenadę Elżbietańską.

Ta ostatnia kompozycja, autorstwa Ronalda Binge, jest chyba chyba największym, a w każdym razie najmniej zapomnianym hitem „British light music”. Utwór miał premierę 1951 roku jako Andante cantabile, ale wkrótce Elżbieta II wstąpiła na tron i kompozytor, w przypływie entuzjazmu, zmienił tytuł.

Elizabethan Serenade zaczyna się od delikatnej melodii granej na fletach, po której wchodzą tęskne smyczki. Aby było jeszcze bardziej przebojowo, całość trwa singlowe trzy i pół minuty. Utwór zdobył popularność w Wielkiej Brytanii i na świecie, często z dopisanym tekstem w lokalnym języku. Zanim się zaczniecie zastanawiać: owszem, istnieje czeska wersja nagrana przez Karela Gotta – niepotrzebnie bożonarodzeniowa Alžbětínská serenáda.

Jeśli podobają się Wam łagodne melodie Serenady Elżbietańskiej, to polecam też inne przejawy British light music: By the Sleepy Lagoon Erica Coatesa (wykorzystane w słynnej audycji BBC Desert Island Discs) albo Dusk z Fancy Dress Suite Cecila Gibbsa. Wszystkie te miniaturowe dzieła przywołują sielankowe wizje czasów, kiedy Anglia była Anglią, krykiet krykietem, a owieczka na pastwisku owieczką na pastwisku.

Obrazki: stacja autobusowa w Shrewsbury, 1952 oraz koronacyjny znaczek brytyjski, 1953. Oba z Wikimedia Commons.

Top 5: Modernizm międzywojenny OST

22/11/2022

Nie wiem, gdzie na Waszej piramidzie potrzeb plasuje się znajdowanie muzyki klasycznej, która pasuje do estetyki międzywojennego modernizmu, ale u mnie najwyraźniej wysoko. Oto pięć utworów, które od biedy mogą służyć jako ścieżka dźwiękowa do oglądania dzieł międzywojennej sztuki czy architektury. Nie lękajcie się, są względnie przebojowe.

Leoš Janáček – Uwertura do opery Věc Makropulos (1926) Nie znam nawet całej opery, ani sztuki, na której jest oparta. Ale ponieważ wiem, że Sprawa Makropulos opowiada o nieśmiertelności, i że historię napisał Karol Čapek, autor genialnej antyutopii Inwazja jaszczurów, to od razu mi się wydaje, że te instrumenty dęte z uwertury, to zupełne science-fiction. Przedwojenna Czechosłowacja w ogóle jawi się jako potęga nowoczesności – dowód na to, że śmieszny język nie musi przeszkadzać w postępie.

Oliver Messiaen – Fête des belles eaux, cz. 6 (1937) To już zdecydowanie sci-fi, bo utwór gra sześć pionierskich instrumentów elektronicznych, zwanych Falami Martenota (Ondes Martenot). Tytuł Święta pięknych wód można by uznać za szczyt pretensji, ale jest uzasadniony, bo była to muzyka ilustracyjna do pokazu „światło i dźwięk” nad fontanną na paryskiej Wystawie światowej. Przypominające niewielki zestaw mebli Fale Martenota nie zrobiły zawrotnej kariery, ale pojawiają się np. w kilku piosenkach Radiohead oraz w studyjnej wersji słynnego Ne me quitte pas Jacquesa Brela.

Darius Milhaud – Symfonia kameralna nr 6 (1923) Kameralna kameralną, ale kompozytor i tak trochę przesadził, nazywając utwór symfonią, bo grają tu tylko dwa instrumenty, a resztę załatwia kwartet śpiewaków. Jak w większości swoich utworów, Milhaud zdołał połączyć piękne melodie z elementami bardziej wywrotowymi. Aby się nie skompromitować w rozmowie na najbliższym przyjęciu imieninowym, warto pamiętać, że nazwisko artysty wymawia się „mi’jo”.

Paul Hindemith – Kleine Kammermusik (1922) Kompozycja na kwintet instrumentów dętych. Gdyby klocki Lego były muzyką, to tak by brzmiały. Nazwisko tego muzycznego przedstawiciela niemieckiej Nowej Rzeczowości czyta się „hindemit” – nie trzeba się pluć przy ostatniej spółgłosce.

Arthur Honegger – Pacific 231 (1923) Skoro już robię tutaj poradnię wymowy, to zacznę od tego, że „H” na początku nazwiska kompozytora jest tam tylko dla niepoznaki. Tytuł utworu oznacza rodzaj lokomotywy, która ma dwie pary małych kół z przodu, za nimi trzy pary dużych, napędzanych i jeszcze jedną parę kółek z tyłu. Jest to poemat symfoniczny, w którym parowa maszyneria opisana jest za pomocą nut, a nie, jak to się przyjęło, rymami o atletach i kotletach.

Obrazki: Fajerwerki nad fontanną na Wystawie światowej (źródło nieznane), wieża modernistycznego dworca kolejowego Hradec-Kralove (o dziwo, moje zdjęcie), przykład „Nowej rzeczowości” w malarstwie: Carl Grossberg – Wizja senna: Nietoperz z kotłem parowym, 1928 (Wikimedia), lokomotywa parowa w układzie 231, z tzw. otuliną aerodynamiczną (Wikimedia) oraz orkiestra ondystek, pod batutą siostry wynalazcy Ginette Martenot, na paryskiej wystawie w 1937 (źr. nieznane). Jeśli interesują Was fale Martenota, to polecam filmik, w którym orkiestra z tego zdjęcia gra aranżację standardu Blue Moon. Istnieje też materiał z 1934 r., gdzie sam Maurice Martenot demonstruje swój wynalazek.

Spoko Mozart

02/10/2022

Verdammt!

Verdammt, ja tu napisałem arcydzieło, a założę się, że za 231 lat jakiś prowincjonalny bloger z Galicji napisze, że to „odstresowuje jak magnez” i „relaksuje lepiej niż ćwiczenia oddechowe”, myślał zapewne W.A. Mozart kończąc w 1791 roku swój Koncert klarnetowy, który odstresowuje jak magnez i relaksuje lepiej niż ćwiczenia oddechowe.

Koncerty, czyli kompozycje na orkiestrę i instrument solowy, składają się zazwyczaj z trzech części, przy czym druga jest wolna i liryczna, a dwie pozostałe szybsze i dające większe pole do popisu soliście. I tak właśnie w Koncercie klarnetowym

Mozarta najspokojniejsze jest środkowe Adagio. Fragment ten często trafia na rozmaite playlisty typu „odprężająca klasyka” albo „poważna przed kolokwium”, które szerzą błędne przekonanie, jakoby muzyka klasyczna była z natury relaksująca lub pomagała w skupieniu.

Ale nie tylko Adagio jest odprężające – reszta Koncertu klarnetowego też raczej nie przyprawi słuchacza o niepokój egzystencjalny, a jego pierwsza minuta jest tak przebojowa, że jeszcze chyba nigdy nikogo nie zniechęciła do wysłuchania reszty. Zresztą spróbujcie sami, może będziecie pierwsi:

YouTube

Spotify

Być może wpływ na charakter kompozycji ma instrument solowy. Po pierwsze, brzmienie klarnetu często opisywane jest meteorologicznym terminem „ciepłe”. Po drugie, w taki fortepian można mocniej uderzyć, a w klarnet, o ile się mogę domyślić, nie warto próbować silniej dmuchnąć. Dodam, że nie jestem pewien, ponieważ moje doświadczenie z instrumentami dętymi ogranicza się do Lulajże Jezuniu na plastikowym fleciku.

Mozart napisał Koncert, a także równie wspaniały Kwintet klarnetowy (klarnet plus kwartet smyczkowy) dla znajomego klarnecisty Antona Stadlera – wcześniej nie było raczej utworów z klarnetem w głównej roli. Gdyby ci dwaj panowie się nie znali, to byłoby mniej kawałków na playlistę typu „spa z Mozartem” i być może musielibyśmy się relaksować przy filmiku „mżawka w zagajniku 10 godzin”.

Mozart z Playmobil to prezent od koleżanki, klarnet i pulpit z Lego mojej konstrukcji (musiałem dodać pulpit, bo klarnet się nie trzymał)

Był sobie chłopiec z ul. Glucka

16/05/2022

Czy oddychasz cementem, ale za to nie musisz wychodzić, żeby się umyć? To nieomylny znak, że mieszkasz w wielkim mieście, jak bohater piosenki Adriano Celentano Il ragazzo della via Gluck (1966).

Tytułowy chłopiec (ragazzo) chciałby wrócić na zieloną ulicę Glucka pod miastem, ale już za późno. Ulica nie jest już ani zielona, ani pod miastem. Wszystko zabudowali, nie zostawiając trawy – non lasciano l’herba! Bohater równie dobrze może już zostać w centrum i narzekać, że oddycha cementem – in centro, io respire cemento. Nie pociesza go nawet, że nie musi już wychodzić na podwórko, żeby się umyć.

Adriano Celentano faktycznie dorastał na ul. Glucka, ale znajdującej się samym w samym centrum Mediolanu. Czyli nigdy nie było tam zbyt zielono, a młody Adriano nie musiał się przeprowadzać, żeby wdychać cement. Nic dziwnego jednak, że tekst nie jest naprawdę autobiograficzny, bo Celentano napisał muzykę, a nie słowa.

Patron tytułowej ulicy to niemiecki kompozytor włoskich oper Christoph Willibald Gluck, najbardziej znany z Tańca błogosławionych duchów z Orfeusza i Euryki. W Mediolanie chyba należy się spodziewać ulic imienia kompozytorów, bo to przecież światowa stolica opery.

A skoro już o operze mowa, to powiedzmy otwarcie: Adriano Celentano raczej nie znalazłby zatrudnienia w La Scali. Ale nikt nie potrafiłby zaśpiewać pięknych melodii Il ragazzo della via Gluck bardziej wzruszająco. No i nikt nie mógłby zrobić lepszego sygnału „przyjaznego pociągu”, czyli tego „łałaał” pod koniec trzeciej zwrotki. Czy słyszeliście kiedyś bardziej przyjazny pociąg?