Pewnego dnia Tsutomu Yamaguchi, pracownik biura projektowego stoczni Mitsubishi, pojechał na delegację do Hiroszimy. Tam został ciężko poparzony, kiedy na miasto spadła bomba atomowa. Jakimś cudem udało mu się jednak wrócić do domu, czyli do Nagasaki. Po powrocie, jak to Japończyk, mimo poparzeń poszedł do pracy. Kiedy opowiadał niedowierzającym jego historii kolegom, jak należy się chronić przed bombą jądrową, ta spadła na Nagasaki. Yamaguchi przeżył i ten wybuch. Zmarł dopiero po dziewięćdziesiątce, poświęciwszy – z sobie tylko wiadomych powodów – resztę życia walce o zakaz stosowania broni nuklearnej.
Historię tę przypominam sobie za każdym razem, kiedy słucham pięknej piosenki Nagasaki no ochosan (Motyl z Nagasaki), nagranej w 1939 roku przez popularną wówczas japońską piosenkarkę Hamako Watanabe. Motyl z Nagasaki opowiada o historii z opery Madama Butterfly Giacomo „Nessun dorma” Pucciniego. Podobno zawiera też materiał muzyczny z opery, ale nie rozpoznaję go, bo znam z niej na razie jedynie wymiatającą arię Un bel di, vedremo. Madama Butterfly to mieszkanka Nagasaki, która zakochuje się w poruczniku marynarki amerykańskiej Pinkertonie i większość opery to jej tęskne czekanie na owego Amerykanina (w piosence pojawia się słowo ‚merican). Mieszkańcy Nagasaki w 1945 też oczekiwali Amerykanów, ale raczej nie z utęsknieniem. I Amerykanie pojawili się, bo po zrzuceniu bomby uranowej na Hiroszimę, trzeba było również wypróbować bombę plutonową. Załoga bombowca Bockscar (w tym nawet jeden porucznik) zrezygnowała ze zrzucenia nowego wynalazku na miasto Kokura, które było zbyt zadymione przez niedawne bombardowanie sąsiedniego miasta Yahata. Udali się więc nad rezerwowy cel: miasto, którego nazwę znali zapewne z tytułu zupełnie bezsensownego amerykańskiego przeboju z 1928 roku.
Hamako Watanabe śpiewała też inny hit, jeszcze mocniej związany z burzliwą historią zeszłego stulecia. Była to nagrana w 1938 roku piosenka Shina no yoru, co oznacza „chińską noc”. Utwór użyty został dwa lata później w filmie o tym samym tytule. Był to film propagandowy, zrobiony na potrzebny brutalnej, nawet jak na dwudziestowieczne standardy, japońskiej okupacji Chin. Niezależnie jednak od tych ponurych wojskowych aspektów, ta łącząca muzykę popularną i japońską imitację chińskiego folku piosenka była niesamowicie chwytliwa. Nic dziwnego, że wpadła w ucho amerykańskim żołnierzom rozlokowanym po wojnie w Japonii i Korei, którzy zmienili tytuł na łatwiejsze do zapamiętania She Ain’t Got No Yo-Yo.
Nie po raz pierwszy alianckim wojskom spodobała się piosenka wrogiego imperium. Tak przecież było też z niemiecką piosenką Lili Marleen. Utwór, znany także jako Lili Marlen, Lili Marlene lub po prostu Das Mädchen unter der Laterne, nagrany został przez Lale Andersen w 1939 roku. Tekstem był wiersz z I wojny światowej, opowiadający o tęsknocie rozłączonych przez wojnę kochanków. Piosenka uznana została jednak za niepropagandową przez Goebbelsa i raczej nie była puszczana w radiu III Rzeszy. Jeśli wierzyć opowieści zamieszczonej przez Daily Telegraph, bombardowanie znajdującego się pod niemiecką okupacją Belgradu skutkowało w zniszczeniu większości zapasów kruchych, szelakowych płyt tamtejszej rozgłośni. Ktoś sięgnął więc po niezniszczoną płytę z dna pudła i w ten sposób, w 1941 roku, Radio Belgrad zaczęło popularyzować Lily Marleen. Piosenka stała się hitem po obu stronach frontu. I o ile popularność piosenki wśród niemieckich żołnierzy nie dziwi, to mniej zrozumiałe jest, jak ten typowy Schlager (takie disco-teutono) spodobał się żołnierzom z alianckich krajów, o znacznie lepszych niż niemieckie osiągnięciach w dziedzinie muzyki popularnej.
To jednak nie koniec „wojennych podróży z pop music”, wracamy bowiem do Azji. Jeszcze jeden przypadek transkulturowej i transfrontowej popularności utworu muzycznego miał miejsce podczas japońskiej okupacji Indonezji w latach 1942-1945. W wolnym czasie pomiędzy podpalaniem wiosek a uciskaniem ludności, japońskim żołnierzom wyjątkowo spodobał się jeden utwór z indonezyjskiego gatunku keroncong: opowiadający o jawajskiej rzece utwór Bengawan Solo. Po wojnie japońscy weterani nawet zrzucili się na pomnik dla kompozytora piosenki Gesanga, odznaczając się tym samym wrażliwością i czułością, które pewnie bardziej przydałyby się podczas samej okupacji. Piosenka ta dostępna jest w wielu wersjach, w większości typu disco-indo. Moim zdaniem najlepiej brzmi wersja japońska Toshi Matsudy z 1948 roku. Do słuchania nadaje się jeszcze pochodzące z lat sześćdziesiątych nagranie gwiazdy keroncong Waljinah wykonywana w duecie z autorem utworu. Niepokojący jest fakt istnienia wersji tej piosenki w wykonaniu Violetty Villas, pod tytułem Kiedy Allach szedł (1962). W polskim tekście mowa m. in. o „Indonezji – kraju kwitnącym z roku na rok” i aż dziw, że brakuje w nim jakichś pozdrowień nawiązujących do podobieństwa polskiej i indonezyjskiej flagi. Nagranie to stało się ostatnio przebojem w Indonezji.
Nie wiem, jaki jest morał z tych historii. Na pewno nie „muzyka silniejsza niż wojna”, bo to nie prawda – można to sprawdzić przeciwstawiając najlepszy nawet wzmacniacz Denona najmniejszemu choćby czołgowi. Mam jednak nadzieję, że spodobają się Wam zaprezentowane tu kawałki (poza Lili Marleen, które podoba się tylko w warunkach ciężkiego ostrzału artyleryjskiego). Nie tak łatwo było znaleźć tę muzykę, a jeszcze trudniej coś się o niej dowiedzieć. Dziękuję blogowi Ceints de Bakelite za historię Shina no yoru. Użytkownikowi archive.org calydon oraz użytkownikowi YouTube TheMidlakes dziękuję za info o Nagasaki no Ochosan. Terima kasih Karolinie, Irwanowi i Joniemu za opowieść o Bengawan Solo. Karolinie dodatkowo dziękuję za wstrząs wywołany wersją VV.
Obrazki to, od góry: pocztówka z Hiroszimy, chyba z początku XX w. (Wikimedia Commons), reklama płyt Victor z 1914 r. (Library of Congress), Hamako Watanabe, 1938 (Wikimedia Commons), żołnierze Luftwaffe – melomani (ipernity.com), jakaś płyta Waljinah (źródło bliżej nieznane), a na samym dole nie wiadomo w sumie co, dla niektórych pewnie metafora przemysłu muzycznego (źródło: materiały prasowe Sony Music Entertainment).
Dodatkowe linki:
♪ Bardzo dobre nagrania Shina no Yoru i Nagasaki no Ochosan z ok. 1950 r. na archive.org, śpiewa Hu Mei Fang.
Historia Tsutomu Yamaguchi do posłuchania na National Public Radio.