„m. in. o akordach”

John Cale

John Cale

Piosenka Hallelujah (1985) Leonarda Cohena żyje obecnie drugim życiem. Oryginał był w jak najbardziej w porządku, niemniej jednak typowa dla późnego Cohena aranżacja nieco przytłaczała. Zmieniło się to kilka lat później, przy okazji płyty I’m Your Fan (1991), będącej hołdem dla kanadyjskiego piosenkarza. W projekcie tym brał udział m. in. Walijczyk John Cale, niegdyś altowiolista legendarno-kultowego The Velvet Underground. Poprosił on Cohena o przesłanie tekstu piosenki. Cohen wysłał cały długi wiersz, na bazie którego powstała piosenka – Cale mógł sobie sam powybierać zwrotki, więc dwie ostatnie zamienił na jedną inną. Oprócz tego, olał całą aranżację i zostawił tylko fortepian i głos, tworząc niejako Hallelujah 2.0. Parę lat później użyto tej wersji w Shreku, dzięki czemu poznali ją wszyscy.

Tekst zaczyna się od opowieści o muzyce: „Ponoć tajemny miał Dawid / akord, którym Pana bawił”. Potem wymienione są akordy, które chyba pokrywają się z warstwą muzyczną utworu. No a w następnych zwrotkach mamy typowe dla Cohena wymieszanie miłości cielesnej z symboliką biblijną: trony, ścinanie włosów itp. Przejdźmy jednak do materiałów multimedialnych.

Obowiązkowo: John Cale – Hallelujah • Bardzo dobry występ, z kwartetem smyczkowym.

Dla chętnych: Leonard Cohen – Hallelujah • Full playback w niemieckiej telewizji. Dość zabawne.

oraz: Jeff Buckley – Hallelujah • Na wersji Cale’a bazował nieodżałowany Jeff Buckley, który własną interpretację utworu, z gitarą w miejsce fortepianu, zamieścił na swoim jedynym albumie – fantastycznym Grace z 1994 roku. Powyższy występ raczej dla cierpliwych, bo rozwleczone to niemiłosiernie. Ale i tak warto posłuchać.

Aha, jeszcze OBOP:

Tagi: , , , , , , , , , ,

Komentarzy 14 to “„m. in. o akordach””

  1. Pangolin Says:

    Czy ja widzę coraz gorzej, czy w niemieckiej telewizji playbackowy chórek stoi na akwedukcie w strojach Fasolinek, a po podłodze studia wirują smagane wichrem liście?
    Zagłosowałam na Cale’a, ponieważ ankieta uniemożliwia oczywisty wybór wersji Johna Bon Jovi, Artysty, któremu ci wspomniani tu mogliby najwyżej czyścić kozaki i wyżymać cieciówkę z potu.
    Znów imponujące rymowane tłumaczenie.

  2. InguriaSuper! Says:

    Sfego głosa oddałam na młokosa, ale uwaszam, że wybór widełów był tendencyjny! ;) Tzn. wersja Buckleya dużo gorsza od płytowej w moim pojęciu, ta shrekowa zresztą też z OST fajowsza. Cohen jak dla mnie na 3 miejscu, choć teledysk najlepsiejszy :) – bardzo fajnie jeden pan z chórku zagląda, czy już ma wychodzić, inny się ukrywa, ale nie dość dobrze. I liście fantastyczne, choć gdyby to do tematu za oknem dobierać, to bardziej jakaś skrząca wata byłaby na miejscu ;P

  3. InguriaSuper! Says:

    Jako lobby pro-buckleyowskie chciałam zaproponować wersję Halleluyah której da się słuchać :)

  4. Przemysław Says:

    @ Pangolin – Bon Joviego nie dawałem, ponieważ inni artyści nie mieliby szans i konkurs nie byłby emocjonujący.

    @ Inguria – Buckley’a wybrałem najlepszego, jakiego znalazłem. Nad tym wykonaniem, które podałaś, też się zastanawiałem, ale moim zdaniem jeszcze gorsze, choć efekciarsko sfilmowane.
    Na OST do Shreka, z przyczyn kontraktowych, śpiewa nie Cale, ale Rufus Wainwright, tylko podobnie. W filmie śpiewa Cale. Mnie ta wersja z kwartetem się bardzo podoba, może przez moją sympatię do Johna Cale’a. No i to on wydobył esencję tej piosenki spod ciężaru późnocohenowskiej aranżacji.

  5. InguriaSuper! Says:

    A widzisz, a mnie ta wersja Buckley’a się bardziej podoba, bo… szybsza :) I miałam na myśli wersję z filmu Shrek, oczywiście. Nie sądziłam że może się różnić od Original SoundTracku, było nie było :) Ale Jeff wygrywa na razie, yay! Po prostu tak mi się wydawało, że wyścig trochę ustawiony, ale może tylko mnie zazwyczaj bardziej podobają się wersje płytowe :)

  6. Przemysław Says:

    Co do wersji płytowej JB, to mnie też się bardzo podoba. Kiedy pierwszy raz słyszałem wersję Cale’a (w Shreku) to myślałem, że to jakiś palant udaje Buckleya. W pytaniu nie sprecyzowałem, czy chodzi o wykonania w linkach, czy studyjne, więc można sobie wybierać. Tylko w przypadku Cohena to nie ma znaczenia, bo to playback. No, ale na biedaczka nikt nie zagłosował. Muszę go zrehabilitować wkrótce, bo to artysta większy niż Cale i Buckley razem wzięci i pomnożeni przez ilość części Shreka.

    Wyścig faktycznie trochę ustawiony, bo głównie chciałem zaprezentować Cale’a z tymi smyczkami :) :P

  7. monadelavoie Says:

    W latach 80-tych Cohen umarł dla swoich fanów jako poeta, prowokator i artysta. To co powstało po sławetnej płycie z Philem Spectorem to rozpacz i tragedia ludzka. Chórki nucące szubidubidu w tle, telewizyjna estrada i smutny gość lecący równo w obrębie trzech tonów na przedzie. A szkoda, bo genialny był. Co może z człowieka uczynić konieczność płacenia alimentów i kosztów procesów sądowych. Smutne.

  8. Przemysław Says:

    Zgadzam się, choć może sam aż tak ostro bym go nie ocenił. A producent Phil Spector zasługuje na osobne omówienie.

  9. monadelavoie Says:

    Phil? W istocie, ciekawa jednostka. Perwersyjny geniusz i szaleniec w jednym. Ale dużo dobrego też zrobił.

  10. Przemysław Says:

    Owszem, wiele dobrego. Mnie na przykład podoba się jego wersja „The Long and Winding Road” Beatlesów. (McCartneyowi natomiast chyba mniej)

    P.S. Cale vs. Buckley – 3 : 3.

  11. jakuzz Says:

    bohater najnowszej notki Sad Kermit i Hallelujah: http://www.youtube.com/watch?v=CLA4Oda1TZc
    Polecam!

  12. Przemysław Says:

    Hm, raczej odtwórcze. Sprzedał się. O wiele bardziej przekonywał w swojej wersji Kokomo późnych Beach Boysów.

  13. Przemysław Says:

    @ Inguria – Firmie Sony BMG też się najwyraźniej nie spodobał ten koncert Buckley’a, bo go kazali usunąć. Teraz link prowadzi do jeszcze innego wykonania.

  14. InguriaSuper! Says:

    @ Przemo: Sony stwierdziło po prostu, że takie rozmemłane wykonanie zniechęci potencjalnych klientów, ot co :P

Dodaj odpowiedź do InguriaSuper! Anuluj pisanie odpowiedzi