Spartakiada – Najsmutniejsze adagio

L. Bernstein każe wszystkim zwolnić

L. Bernstein każe wszystkim zwolnić

Oto konkurencja sportowa, w której zdecydowanie nie chodzi o szybkość. Można powiedzieć, że im wolniej, tym lepiej (tylko bez przesady). Po włosku „adagio” to „spokojnie” – w muzyce termin ten oznacza powolne tempo (zwykle fragmentu symfonii/koncertu, choć bywa, że całego utworu). Fragmenty adagio są zwykle smutne, albo wręcz żałobne. Ergo: konkurs dopasowany do kalendarza świąt. Oto podium (powiedzmy szczerze, bez niespodzianek):

Brąz: Remo Giazotto feat. Tomaso Albinioni • Skromny muzykolog Remo Giazotto okazał się pewnego dnia genialnym kompozytorem i marketingowcem jednocześnie. Znalazłszy w jednej z bibliotek zbombardowanego Drezna rękopis z kilkoma taktami melodii wraz z akompaniamentem uznał, że po pierwsze, jest to dzieło barokowego kompozytora Tomaso Albinionego, a po drugie, że warto by dopisać resztę. Giazotto stworzył na podstawie tych kilku dźwięków dziesięć minut wspaniałej muzyki. Informacja o odkryciu nieznanego utworu Albinioniego wzbudziła natomiast sensację i wydane w 1949 roku Adagio g-moll na smyczki i organy albo po prostu Adagio Albinioniego, stało się ostatnim wielkim przebojem muzyki klasycznej. Istnieje też teoria, że żadnego rękopisu nie było i że Giazotto napisał wszystko. Tym bardziej trzeba wobec tego podziwiać jego pomysłowość i przedsiębiorczość.

Alma Mahler

Alma Mahler

Srebro – Gustav Mahler • Austriak nad wyraz poważnie podchodził do życia i muzyki i co najmniej kilka fragmentów adagio z jego symfonii mogłoby się tu znaleźć. Skoncentrujemy się jednak na najsłynniejszym, Adagietto z piątej symfonii. Słuchacze muzyki klasycznej lubią się wzruszać, więc z chęcią podchwycili historię, że jest to „list miłosny kompozytora do jego żony, Almy”. Adagietto ma być tempem minimalnie szybszym od adagio. Mahler dopisał jednak Sehr langsam (bardzo wolno). Przez to nikt nie wie, jak wolno ma grać.

Złoty medalista

Złoty medalista

Złoto – Samuel Barber • O jego Adagio for Strings pisałem już we wpisie „Muzyka poważna dla początkujących”. Jest to obecnie jeden z najbardziej lubianych utworów muzyki klasycznej. Barberowi zarzucano muzyczny konserwatyzm, ponieważ interesowały go takie przeżytki jak melodia i piękno. Tym ciekawsze więc, że o ile awangardowe kompozycje dwudziestowieczne brzmią jak awangardowe kompozycje dwudziestowieczne, siedemdziesięcioletnie Adagio Barbera nadal brzmi nowocześnie.

Tagi: , , , , , , , , ,

Komentarze 24 to “Spartakiada – Najsmutniejsze adagio”

  1. Moon Says:

    To wykonanie Adagio Albinoniego, do którego dałeś link, wydaje się ciekawsze niż to, które mam na swoim blogu (Filharmonicy Berlińscy, Karajan):

    Adagietto Mahlera jakby trochę przesłodzone, ale piękne.
    Dzieło Barbera – bardzo sentymentalne, smutno-gorzkie. Też je lubię.

    U mnie na pierwszym miejscu jest chyba utwór Giazotto/Albinoniego. Jest zarówno silnie emocjonalny, jak i intelektualny.

  2. Moon Says:

    Powyżej była klasyfikacja dla najlepszego…

    ***

    A jeśli chodzi o najsmutniejsze, to masz rację, że to Barbera, potem raczej Albinoni.

  3. Przemysław Says:

    Trudno porównać wykonania, bo jedno jest z filmem, a drugie bez (za co osoba, która je zamieściła przeprasza, jakby to była jej wina).
    Fajnie, że Ci się podoba, długo szukałem odpowiedniego.

    Mahlera dałem przed Giazotto chyba z szacunku dla kompozytora. I jeszcze z wyrzutów sumienia, że nie chce mi się słuchać jego symfonii w całości (i wszystkich).

    Trzymałem się najsłynniejszych utworów. Gdybym miał wybrać swoje własne adagio nr 1, byłaby to najprawdopodobniej trzecia część VII („Leningradzkiej”) symfonii Szostakowicza.

  4. Moon Says:

    Nie wiem, czy słyszałam akurat tę symfonię Szostakowicza. Dawno go nie słuchałam.

    Do Mahlera nie mam wielkiego upodobania, jeśli chodzi o romantyzm, wolę symfonie Brahmsa, i dzieła innych wcześniejszych romantyków. A może po prostu za mało znam G. M.

  5. Przemysław Says:

    O 7mej Szostakowicza będzie pewnie osobny wpis.

    Ja za to się dopiero biorę za Brahmsa – gdzieś ostatnio przeczytałem, że lepiej zacząć od jego muzyki kameralnej i mi się spodobało.

    Muzyka poważna to tak rozległy świat, że co się pozna i polubi to w dużej mierze dzieło przypadku. Przynajmniej ja to tak odczuwam.

  6. Moon Says:

    Ja miałam na płycie jakąś długą symfonię Brahmsa, no i polubiłam ją.

    Poza tym jego tańce „Tańce węgierskie”, zwłaszcza ten najpopularniejszy.

  7. Przemysław Says:

    Czasami zapominam, że „Tańce węgierskie” w ogóle mają jakiegoś kompozytora :).
    Ten najpopularniejszy to taka „odtrutka na adagio”.

  8. Moon Says:

    Taka odtrutka trochę „popowa”…

    Na płycie mam II Symfonię, op.73.
    Jest tam jeszcze Uwertura Akademicka, op.80. Też dobra.

  9. Maesto Says:

    W kwestii Adagia trzeba wręcz wspomnieć Brucknera. Istnieje nawet termin „brucknerowskie adagio”. Szczególnie 7 Symfonię, która niby jest podzielona na 4 kanoniczne części, w rzeczywistości jest zaś jednym wielkim, mistycznym adagiem.

    Adagietto Mahlera faktycznie troszku zbyt znane, przez to się jakby znudziło, oklepało. Polecam Adagio z X Symfonii. Ostania rzecz, która napisał i zorkiestrował w całości. Kulminacja wstrząsająca, wejście trąbki około 17 min. to już niemal nie Mahler, a awangarda, prawie penetracja dźwięku. Na mnie zrobiło kolosalne wrażenie.

  10. Maesto Says:


    a tutaj fragment owego adagia co by nie być gołosłownym.

  11. Przemysław Says:

    Czy w podanym fragmencie ok. 17ta minuta to ok. 7:30? Faktycznie awangardowe.

    Co do Brucknera, to bardzo ciężko go ogarnąć, choćby przez samą długość. Już z Mahlerem łatwiej – więcej powtarzających się motywów, których można się uchwycić.

    Jeszcze do Moon o Szostakowiczu – po zastanowieniu dodam, że na dobrą sprawę wystarczy znać jego piątą symfonię, a bez pozostałych można się jakoś obyć :)

    P.S. Maesto – Twoje komentarze muszą być zatwierdzane, bo Ci się zmienia IP, więc blog Cię nie rozpoznaje (nie jest na tyle mądry, żeby poznać po upodobaniach muzycznych).

  12. Moon Says:

    Przesłuchiwałam na YouTube początki różnych fragmentów tej V Symfonii i na razie nie nic mi się nie przypomina…
    Ściągnę to przez BitTorrent, jeśli gdzieś będzie dostępna. Albo w inny sposób.

  13. Moon Says:

    http://www.nobleviola.com/wordpress/2008/02/26/shostakovichs-fifth-symphony-the-debate-continues/

  14. Przemysław Says:

    Dzięki za ten link, ciekawa strona. Trochę już na ten temat czytałem i postanowiłem się nie zastanawiać, co Szostakowicz chciał powiedzieć. Różne osoby bronią Szostakowicza, doszukując się ukrytych treści, jak gdyby V symfonia sama w sobie brzmiała jak jakieś propagandowe dzieło. A przecież ta muzyka broni się bez zbędnej interpretacji.
    Podam tylko link do mojego ulubionego fragmentu, drugiego. Pewnie już na to trafiłaś, ja ten link podaje mniej więcej co tydzień:

    Coś w rodzaju singla. Tylko 5 minut, ale j a k i e 5 minut. Jeden z moich ulubionych fragmentów muzyki w ogóle.

    P.S. Nawet głosowałem na „ulubionego brytyjskiego kompozytora” na tej stronie/blogu z linku. Mój ulubiony to E. Elgar – a jego adagio z Koncertu na wiolonczelę też jest dobre. No, ale o tym napisałem osobno.

  15. Moon Says:

    Dziękuję za link. Powoli słucham… (jak na razie). Nie mogę sobie tego przypomnieć.

    Wydaje mi się, że słychać tam wpływy rosyjskiej muzyki ludowej i awangardy z początku XX wieku, ale nie jestem ekspertem.
    Jak na 1937 rok, była to całkiem nowoczesna muzyka.

    Ta muzyka jest bardzo plastyczna/obrazowa, a więc łatwo dopatrywać się w niej treści czysto pozamuzycznych.

    Znalazłam torrent z Szostakowiczem, wszystkie 15 symfonii, i dwa inne dzieła. Razem 1,3 GB. Torrent także niezbyt „zdrowy”. Wobec tego wszystkiego, szybko tego mieć nie będę niestety.

    P.S.
    Ja też lubiłam kiedyś Elgara, wtedy gdy często słuchałam muzyki klasycznej w radiu, głównie w Dwójce.

  16. Przemysław Says:

    Też nie jestem ekspertem i może dlatego zgadzam się z tym opisem piątej symfonii.

    15 symfonii Szostakowicza to potężne wyzwanie, ja znam tylko od 5tej do 10tej włącznie i mi wystarczy.

    A, sprawdziłem, co mi się tak spodobało Brahmsa ostatnio – to kwintet klarnetowy. Znalazłem fantastyczny film z fragmentem:

    Symfonie Brahmsa u mnie jeszcze chwilę poczekają chyba. Nie wyrabiam czasowo. A ten kwintet klarnetowy jest lekki, ale piękny.

    P.S. O słuchaniu muzyki klasycznej zawsze mówisz w czasie przeszłym. Z tego się wyrasta? Czy to z innych powodów? :)

  17. Moon Says:

    Wysłucham tego kwintetu w swoim czasie…

    Ciągle mi się ładuje tamta V symfonia, kilka razy się „zrywała”. Mam jakieś szczególne zwolnienie mojego bezprzewodowego, mobilnego połączenia w ostatnim czasie. Muszę zacząć pisać skargi, a jeśli to nie pomoże, przejść na Neostradę, jako że nie mam w tej chwili zbyt wielu możliwości wyboru.

    Najlepsza jest pewnie ta właśnie symfonia Brahmsa, którą podałam. Była wydana z cyklu „Biblioteka Gazety Wyborczej” – Wielcy Kompozytorzy.

    P.S.
    Nie wyrasta się z muzyki klasycznej, można wyrosnąć z disco (najwcześniej), albo z rocka (trochę później lub wcale). Tylko czasami mam przesyt jednego rodzaju muzyki, i muszę zacząć słuchać innej, albo też wystąpił brak czasu, czy możliwości skupienia się na dłuższych dziełach.

  18. Przemysław Says:

    He, to już nie zarzucam Cię linkami. :)

    Ja z tym przesytem mam tak samo, tylko w cyklu mniej więcej dwudniowym. Zacząłem się zastanawiać z tym wyrastaniem, bo kiedyś myślałem, że z paru rzeczy nie wyrosnę, ale się myliłem (np. Pearl Jam).

  19. Moon Says:

    Zarzucaj, zarzucaj… Niczym ciekawym mnie nikt ostatnio nie zarzuca. Jak się zbiorę w sobie na walkę z dostawcą „internetu”, wtedy wszystkiego wysłucham bez stresu.

    Ten kwintet Brahmsa bardzo nastrojowy przez pierwsze 1,5 minuty. I ładna scenografia.

    Pearl Jam mi się nie podobał, zbyt męczący, depresyjny chyba, a usłyszałam ich ze dwa-trzy razy.

  20. Przemysław Says:

    @ Moon – Uwertura Akademicka Brahmsa dobra. II Symfonia musi u mnie poczekać.

  21. Moon Says:

    Ta uwertura była na płycie zaraz po symfonii, i przez jakiś czas sądziłam, że to jest część II symfonii… Tak to jest, gdy nie ma się wykształcenia muzycznego.

  22. FerencLiszt Says:

    Najsmutniejsze Adagio ? Zdecydowanie Adagio Lamentoso z symfonii patetycznej Czajkowskiego . . .
    Jeśli ktoś chce czegoś lżejszego polecam także Adagio z 9 symfonii Mahlera.
    Pozdrawiam

  23. Przemysław Says:

    Również pozdrawiam! Miło, że sam Liszt tu komentuje.

  24. W.W.R. Says:

    Nie powiedziałbym, że Adagio z IX symfonii Mahlera jest czymś lżejszym. Utwory wspomniane przez FerencaLiszta to jedne z najbardziej rozpaczliwych „Adagiów” w historii muzyki.

Dodaj komentarz